Rysunek mówi sam za siebie. Inflacja w Chinach przyśpieszyła w lipcu. Jest to najwyższy poziom od 37 miesięcy i w obliczu światowego kryzysu stanowić będzie duże wyzwanie dla chińskich władz. Czytaj dalej
Rysunek mówi sam za siebie. Inflacja w Chinach przyśpieszyła w lipcu. Jest to najwyższy poziom od 37 miesięcy i w obliczu światowego kryzysu stanowić będzie duże wyzwanie dla chińskich władz. Czytaj dalej
Kilka dni temu GUS ogłosił wskaźniki inflacji za maj – ceny wzrosły nam o 5% rok do roku.
Wszyscy podnieśli larum, że tak dużo, a ja zastanawiam się, dlaczego te wskaźniki są tak małe. Pisałem o tym już w kwietniu. Wedle moich wydatków inflacja wydawała mi się znacznie większa. Postanowiłem też wtedy przyjrzeć się składowym inflacji. Czytaj dalej Inflacja
Wedle GUS inflacja wzrosła nam tylko o 4,3%. Pomimo niezłego przygotowania ekonomicznego trudno jest mi ten wskaźnik przełożyć na codzienne wydatki. Już w styczniu pojawiły się artykuły w gazetach, o tym, że bochenek chleba, który kosztował w ubiegłym roku 2,50 w maju będzie kosztował dwa razy tyle.
Ceny ropy biją dziś rekordy na azjatyckich rynkach. Niestabilność polityczna w Libii, Iraku i Iranie nie pomagają. Nie pomaga też sytuacja finansowa Unii Europejskiej i konieczność ratowania Portugalii.
Gdybym miał obstawiać – inflację będziemy mieć jak w banku
Reuters pokusił się dziś o podsumowanie tygodniowych efektów drukowania dolarów przez FED. Uprzednio przepytał jednak 200 ekonomistów. Wygląda na to, że krytycy programu znajdują się w większości.
Premier Putin zakazał eksportu zboża z Rosji.
Na rynkach powiało grozą, bo cena jest funkcją podaży i popytu.
Czytaj dalej
BIEC opublikował dziś prognozę inflacji na najbliższe miesiące. Przewidują spadek inflacji do poziomu poniżej 1% w przyszłym roku, jednakże kwalifikują to stwierdzeniem, że ożywienie gospodarcze na świecie może spowodować jej wzrost. Uwielbiam takie prognozy – „inflacja będzie spadać, ale trend może szybko się odwrócić„. W każdym przypadku prognoza jest trafiona.
Publikowany przez BIEC wskaźnik przyszłej inflacji spada od 7 kolejnych miesięcy.
Życie pisze jednak bardziej skomplikowane scenariusze. Patrząc na sytuację gospodarczą w USA i kolejne bankructwa banków, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że zakończy się wkrótce symbioza określona przez Niala Fergusona jako Chimerica. Jak możemy się nauczyć z kart historii, mocarstwa przemijają. Podobnie przeminie kiedyś dominacja gospodarcza i polityczna USA. Potrzeba do tego tylko decyzji kilku osób w Chinach, które postanowią o przejściu z rozliczeń USD na EUR. Wtedy sprawdzi się chińskie przekleństwo – „obyś żył w ciekawych czasach”.
W mojej ocenie coraz bardziej rośnie prawdopodobieństwo, że taka decyzja chińskiego politbiura może stać się kolejnym „czarnym łabędziem”.
Według Eurostatu wskaźnik inflacji w 16 państwach strefy euro wyniósł we wrześniu -0,3%.
To kolejny czwarty miesiąc spadku cen w Eurolandzie! Czy powinniśmy się z tego cieszyć?
Raczej chyba nie. W okresie ujemnej inflacji, konsumenci widząc spadki cen, odkładają swoje decyzje zakupu. To przekłada się na spadek popytu, który musi skutkować redukcją podaży. By zredukować podaż, trzeba ograniczyć produkcję, a to z kolei przekłada się na redukcje etatów.
Celowo nie użyłem słowa deflacja. Według teorii ekonomicznej zjawisko deflacji występuje, gdy mamy ograniczoną podaż pieniądza, który przez to przybiera na swojej wartości. W obecnej sytuacji rynkowej jakoś nie wydaje mi się by podaż pieniądza była ograniczona. Raczej skłonny byłbym ku zmianie definicji tego pojęcia. Abstrahując jednak od definicji semantycznej – ceny spadają.
W tym kontekście, naprawdę nie potrafię zrozumieć czołowych ekonomistów, którzy z zapałem wieszczą koniec recesji i ożywienie gospodarcze.