O Wilku z Wall Street pisałem już 3 lata temu, przy okazji publikacji książki. Zapowiadała się ciekawie, ale nie przypadła mi wtedy do gustu – za dużo seksu, narkotyków i miłości do kasy… Dlatego też nie chciało mi się wybierać do kina. Postanowiłem poczekać, aż będę mógł zobaczyć ten film w zaciszu domowym. Wczoraj w końcu zmusiłem się do obejrzenia i refleksję mam taką – szkoda czasu. Warto zobaczyć tylko dwa fragmenty:
1. Sprzedaj mi ten długopis – gdy bohater postanawia założyć firmę
2. Sprzedaj mi ten długopis – w końcówce filmu, w trakcie szkolenia dla środowiska samorozwojowego
Pierwszy, bo w zasadzie streszcza w pigułce to co najważniejsze w biznesie. Drugi, bo prowadzi do dość smutnej refleksji (choć niektórzy postanawiają to wykorzystać biznesowo i tak jak nasz bohater wykorzystują bezwzględnie do zarabiania kasy).
Mam jeszcze jedną refleksję – to już chyba trzeci czy czwarty przypadek, gdy „nawrócony” biznesmen pisze książkę, kręci film i zamiast trzymać kurs – wraca do oszukiwania. Nie twierdzę, że „Wilk” jest winny, ale zobaczcie zresztą sami