Tim Ferriss jest młodym człowiekiem, który od kilku lat odnosi sukces za sukcesem, promując przy okazji nowy, globalny i „leniwy” styl życia.
Po raz pierwszy przeczytałem jego książkę „4-godzinny tydzień pracy” 3 lata temu, gdy rozważałem zakup praw do polskiej edycji.
Przy pierwszej lekturze, miałem do autora stosunek bardzo ambiwalentny. Książkę odstawiłem na półkę, a blog Tima dodałem do obserwowanych – z ciekawości.
Rok później MT Biznes wydał ją po polsku i kupiłem ją tylko dlatego, że lubię mieć książki pod ręką. Wy możecie ją nabyć w dwóch wersjach (w oprawie miękkiej i twardej). Mimo, że wydana przez konkurencję – polecam tą drobną inwestycję. Naprawdę warto!
Możecie się nie zgadzać z filozofią życia prezentowaną przez Tima, możecie go nie polubić jako człowieka, ale kilka pomysłów czy narzędzi, zaprezentowanych w tej książce, może znacząco wpłynąć na jakość Waszego życia. Dlatego warto książkę nabyć i choć raz przeczytać.
Jak wspomniałem, od 3 lat śledzę poczynania Tima Ferrissa. Przyznam, że raczej go nie lubię i denerwuje mnie ordynarny „product placement” w jego wideoblogu. Z drugiej jednak strony, jestem świadomy, że moje podenerwowanie wynika tylko z tego, że nie znajduję się w jego „rynku docelowym”. Tak, jak nie jestem widzem telewizyjnych seriali, nie trafiają do mnie reklamy Biedronki i nie wypiję wina CinCin, tak i tu muszę zaakceptować, że Tim adresuje swoje przesłania do zupełnie innej grupy odbiorców.
Dlaczego więc wracam do jego książki? Dlaczego czytam jego bloga, oglądam jego filmy i wystąpienia?
Bo od tego młodego człowieka mogę się sporo nauczyć!
Dlatego też tak często do niego powracam.
Nawet jeśli jego 4-godzinny tydzień pracy to jedna wielka bajka, wyolbrzymiona przenośnia – z pokorą muszę przyznać, że w swoich działaniach jest niesłychanie skuteczny. I w obszarze skuteczności może stanowić wzór do naśladowania! Czy będzie to nauka japońskiego, czy nauka tańca by w niecały rok znaleźć się w finałach mistrzostw świata, czy choćby jego nauka pływania w wieku 31 lat, by pokonać urazy z dzieciństwa, czy też Yabusame – niewiele osób na świecie może mu w tym dorównać.
Nie wiem, czy to ja powoli dorastam do jego książki, czy też podświadomie zaakceptowałem (i odrzuciłem) to co mnie razi w autorze, koncentrując się na tym co użyteczne i chłonąc pewne prawdy oczywiste z zupełnie innej perspektywy. Wracam do tej książki regularnie. Za każdym razem dziobiąc po kawałku. Za każdym razem odnajdując w niej coś nowego. Za każdym razem generując jakieś nowe pomysły.
Zapraszam więc do lektury, do oglądania i do przemyśleń. A gdyby ktoś zechciał o tym porozmawiać…
…zapraszam do dyskusji w komentarzach 🙂
Ferriss jest zdecydowanie jedną z ciekawszych postaci świata rozwoju – praktyczny aż do bólu, bardzo elastyczny, a przy tym, choć pasjonat, to nie odlatujący w chmury – a to rzadkie połączenie. Oczywiście, ma też swoje wady, jak każdy (np. od ok. roku obija się z pisaniem na blogu 😉 ), ale tym niemniej muszę powiedzieć, że trafienie na niego dało mi sporo do myślenia w mojej własnej ścieżce rozwojowej.
Jednocześnie co do „4 godzinnego tygodnia pracy” to warto znać pełną historię tytułu. Pierwotnie książka miała się nazywać „Jak handlować narkotykami/lekami (dwuznaczne słowo drugs) dla zysku i zabawy”, tak jak wykłady które Ferriss regularnie prowadzi na jednej z uczelni biznesowych. Tytuł odnosi się do pierwszego biznesu Ferrissa, sprzedaży suplementów dla sportowców. Ale wydawca wystraszył się tytułu, więc szybka ankieta online pozwoliła Ferrissowi przetestować 4 różne tytuły i „4 godzinny tydzień pracy” wygrał w cuglach. Także tytuł był zagrywką marketingową, a nie ideologią 😉
Oj Artur, brakowało mi tu Twojej profesjonalnej obrony Ferrissa przed tymi atakami. Oczywiście, że tytuł jest metaforą, bo Tim, gdy się za coś zabiera, jest totalnie ukierunkowany i pracuje nad tym po dwadzieścia godzin na dobę – np. gdy uczył się podstaw tanga miał kilkaset godzin wideo. Tyle, że to co robi z pasją, nie jest już właściwie pracą. Problem w tym, że wielu czytelników odbiera tytuł literalnie.
Dzięki że się odezwałeś 🙂
Ups, tylu anonimowych wpisów i tak szybko po publikacji nie miałem jeszcze na blogu. Ale cieszy mnie, że trochę emocji wzbudziłem…
A teraz spróbuję kolejno na wszystkie komentarze odpowiedzieć. Najpierw do anonimowych:
@ 19:14 Nie powiedziałem, że mi się podoba. Ta książka we mnie rośnie po kawałku i w Tobie zapewne będzie to samo… Ja z niej wyciągam pojedyncze narzędzia. A że jestem pewien, że coś w niej dla siebie znajdziesz – jeśli uznasz, że ani jednej wartościowej rzeczy w tej książce nie było, wymienię Ci ją na inną, choć to książka konkurencyjnego wydawnictwa. Ale to tylko oferta dla Ciebie i nie będę tego robił masowo. Napisz mi proszę maila, bo nie wiem kim jesteś.
@19:22 – nie zamierzam zmieniać profilu. Nadal prowadzę szkolenia z tego, na czym się znam. A na blogu, który stał się swego rodzaju ucieczką od codziennej pracy i narzędziem do komunikowania się na wszystkie tematy, które mnie pasjonują mogę sobie pisać co mi ślina na język przyniesie. Dziękuję Ci bardzo za miłą ocenę, choć w tak karcącym kontekście 🙂
@19:28 – Aksimet zaklasyfikował Cię jako spam i w tym wypadku zgadzam się z programem. Zupełnie niestosowne linki i nie na temat. Ale do Twojej formy biznesu jeszcze wrócę na blogu i to wkrótce. To, że Tim Ferriss bierze witaminy, nie oznacza, że będę je tu pośrednio reklamował za 1000 PLN na miesiąc, gdy w aptece można kupić to samo za kilkanaście złotych.
@19:29 Sam go zbytnio nie lubię, ale to wynika z różnicy kultur. Natomiast proszę Cię o konkretne punkty krytyki, a nie o atak ad personam. Ferriss jest rewelacyjnie skuteczny w osiąganiu założonych celów i wszyscy moglibyśmy się od niego w tej dziedzinie uczyć. Proszę też o mniej dosadne słownictwo, bo zdaje się to ja odpowiadam za to, co się na moim blogu pokazuje. Co do lektury w toalecie, to książka jest tak samo dobra jak i inne 🙂
@19:34 Dziękuję. A czy mogę poprosić o rozwinięcie? Za co szczególnie lubisz Ferrissa?
@ AD – przyznaję, wystąpienie takie sobie, jeśli mamy przyrównywać do najlepszych. Zobacz jednak jak szybko Ferriss się uczy:
Mogę się założyć, że w następnych wystąpieniach będzie o niebo lepszy.
TED publikuje coraz więcej wystąpień historycznych. Jeśli sobie prześledzisz pierwsze wystąpienia dzisiejszych gwiazd, to Ferriss tak źle już nie wypada.
@ Alicja – dziękuję za tak miłe komentarze. W ub. tygodniu usłyszałem od Pana Fijora, że nic tak dobrze nam nie robi jak konkurencja. Zgadzam się z nim całkowicie. Jeśli ktoś wydaje wartościowe książki, to mogę tylko ich za to chwalić. A że usłyszałem w ubiegłym tygodniu od jednego z topowych menedżerów, że szkoda czasu na czytanie książek – mam teraz nową misję propagowania czytelnictwa wśród menedżerów. Również pozdrawiam serdecznie.
Mirku,
zaglądam do Twojego bloga od niedawna, a kolejny raz spotykam się z Twoją życzliwością wobec konkurencji.
Masz ode mnie +++ za postawę Fair Play w biznesie :)).
Jeśli tylko zostanie ustanowiona taka nagroda dla właścicieli blogów, u mnie jesteś w ścisłej czołówce nominowanych.
Dla mnie , czytelniczki, to wielka przyjemność gościć na blogu etycznego Autora.
To także element jakości i kultury budowania relacji. Tak uważam.
Dziękuję!
Pozdrawiam serdecznie,
Jego wystąpienie na TED takie sobie
A ja Ferrissa lubię. Myślę, że Mirek ma sporo racji!
Mirek
Upał chyba rzucił Ci się na mózg. Ferriss to dupek, a jego książkę można wykorzystać w latrynie
Czyżbyś chciał zacząć prowadzić nawiedzone szkolenia z przebijania desek i chodzenia po węglach? Ja bym Ci radził, byś pozostał przy szkoleniach z ryzyka. W tym jesteś naprawdę świetny więc nie rozmieniaj się na drobne.
Ktoś chyba nie lubi Ferrisa bardziej niż ty Mirku, bo od razu ocenił ciebie na jedynkę. Po takiej rekomendacji kupię tą książkę. Czy jak mi sie nie spodoba wymienisz na inną?