Czy w tym roku zanotujemy jak zwykle efekt grudnia?
Chyba tak – oprócz typowego „window dressing” praktykowanego jak co roku przez fundusze, inwestorzy zaczynają chyba wierzyć w koniec kryzysu. W koniec kryzysu uwierzyło bowiem społeczeństwo. W sobotę utwierdziłem się w przekonaniu, że Warszawiacy ulegli szałowi przedświątecznych zakupów. Jeśli nawet centra handlowe w innych miastach nie mogą równać do Arkadii czy Galerii Mokotów, to wydaje mi się, że Warszawa nadrobi i nieproporcjonalnie podniesie średnią.
Patrząc na sposób płatności, wydaje mi się że i banki zakończą rok z dobrymi wynikami – rezerwy będą robić w pierwszym kwartale 2010. Tymczasem w telewizji reklamy kredytów gotówkowych. Citi nawet reklamuje kredyt z prezentem. Zastaw się a postaw się – Święta muszą być wspaniałe!
Reszta firm, szczególnie z segmentu SME będzie miała niezłe wyniki dzięki funduszom pomocowym UE. Na pewno zwiększy się wynik usług – wszystkie firmy doradcze i szkoleniowe przeżywają swoje Eldorado w ostatnim kwartale tego roku. Tak dobrze w tym sektorze chyba jeszcze nie było, choć dla wielu firm fundusze UE to być albo nie być. W warunkach wolnego rynku większość z tych firm by się w ogóle nie utrzymała.
Do lepszych wyników w ostatnim kwartale przyczyni się jak co roku myślenie budżetowe – przez cały rok oszczędzaliśmy, są środki w budżecie i jak ich do końca roku nie wydamy, to w przyszłym roku nam utną.
Duże korporacje zwariowały dosłownie w wydawaniu pieniędzy. Niektóre są skłonne nawet do potwierdzania nieprawdy – zapłacimy fakturę w grudniu, oficjalnie potwierdzimy wykonanie usługi, a rzeczywiście usługę wykonacie w styczniu.
Doniesienia ekonomistów o końcu kryzysu, publikowane tak chętnie w prasie i pokazywane w telewizji mają też pewien wpływ na przedsiębiorców. I mimo iż nie widać podstaw do trwałego wzrostu w globalnej ekonomii – powiedzenie Goebelsa: “Powiedz coś 100 razy i za 101 powtórzeniem stanie się to prawdą” wydaje się działać. Propaganda sukcesu.
Na giełdzie w 2009 roku panuje hossa, jak widać na poniższym wykresie:
WIG 20
Mnie natomiast niepokoi coś innego. Nasza giełdowa hossa jest chyba wynikiem carry-trade w wersji amerykańskiej. Hipoteza ta staje się dość oczywista po analizie dwóch poniższych wykresów:
USD/PLN
EUR/PLN
Jak skończyło się carry-trade na japońskiej walucie widać doskonale na przykładzie Islandii. Teraz odbywa się to za przyzwoleniem FED-u na amerykańskim dolarze. FED ogłasza wszem i wobec, że na pewno utrzymają prawie darmowy koszt kredytu w USD.
Co ciekawe, kilka tygodni temu prowadzili stress testy w największych bankach amerykańskich, badając potencjalne skutki odwrócenia trendu dolara. Tych wyników publicznie jednak nie ogłaszali. Tajemnicą poliszynela jest to, że w ciągu ostatniego roku nadmuchali jeszcze większą bańkę niż wszystkie poprzednie. Ekonomiści zamilkli dziwnie w temacie podaży pieniądza. Zapominamy jakoś o tym, co mówi teoria – jeśli kilkakrotnie zwiększymy ilość pieniądza w obiegu, to jego wartość…
… pustka w głowie … na razie nic złego się nie dzieje, więc nie wywołujmy duchów. Kryzys się zakończył, FED już nie pozwoli na upadki największych banków – lekcja nauczona na Lehmanie. Będzie dobrze. W zasadzie nie ma żadnego ryzyka.
Tymczasem dziś związkowcy strajkują w Warszawie, a społeczeństwo “pasjonuje się” tematem gier losowych i gierek w sejmowej komisji.
Panie Mirku,
Świetna analiza. dziękuję.