Gdy niecały miesiąc temu obraz Picassa „Kobiety z Algieru” osiągnął cenę prawie 180 milionów dolarów, stał się najdroższym obrazem sprzedanym na aukcji. Według ceny transakcyjnej znalazł się jednak dopiero na trzecim miejscu. Szczęśliwym nabywcą był szejk Hamad ibn Dżasim ibn Dżabr Al-Sani, były premier Kataru. Niestety, nie będzie mógł powiesić obrazu w domu, bo przedstawia nagość, a to jest przez szariat zakazane. Nie będziemy mogli już tego obrazu zobaczyć w galerii czy w innym miejscu publicznym, chyba że ponownie trafi pod młotek.
Trzy miesiące wcześniej miano najdroższego malowidła uzyskał obraz Gaugina „Kiedy mnie poślubisz?”, który za 300 milionów dolarów powędrował z prywatnej szwajcarskiej kolekcji do Kataru.
Na miejscu drugim na liście najdroższych obrazów znajduje się płótno „Gracze w karty” Cézanne’a. Obraz ten został nabyty w 2011 roku za kwotę pomiędzy 250 a 300 milionów dolarów przez emira Kataru.
Warto zauważyć, że 3 najdroższe obrazy znajdują się obecnie w Katarze.
Dalej w rankingu dzieł według cen transakcyjnych znajdziemy:
4. Pablo Picasso, „Sen” – 155 mln USD (2013)
5. Francis Bacon, „Trzy studia do portretu Lucjana Freuda” – 142 mln USD (2013)
6. Jackson Pollock, „No.5, 1948” – 140 mln USD
7. Willam de Kooning, „Kobieta III” – 138 mln USD (2006)
8. Gustaw Klimt, „Portret Adeli Bloch-Bauer I” – 135 mln USD (2006)
9. Vincent Vang Gogh, „Portret doktora Gacheta” – 83 mln USD (1990)
10. Auguste Renoir „Bal w Moulin de la Galette” – 78 mln USD (1990)
Oczywiście, zestawienie powyżej dotyczy tylko tych dzieł, które w ostatnich latach trafiły na rynek i w odniesieniu do których możemy mówić o rzeczywistej cenie transakcyjnej. Problem jednak w tym, że największe dzieła znajdujące się w galeriach i muzeach nie są wystawiane na sprzedaż. Dlatego też nie możemy ustalić dla nich ceny rynkowej.
Jak więc wycenić dzieła sztuki?
Tak jak każdy inny składnik aktywów. Stosujemy te same metody co przy wycenie spółek, maszyn, nieruchomości czy też instrumentów finansowych. Nie wszystkie metody będą miały zastosowanie w każdym przypadku. Z każdą z nich będziemy też mieli dość specyficzne problemy.
1. Metoda księgowa – teoretycznie ta technika powinna być najłatwiejsza w zastosowaniu – wystarczy spojrzeć na historyczną cenę nabycia. Wady tej metody dostrzeże każdy, kto choć raz odwiedził któreś z pierwszoligowych muzeów czy galerii.
Podpowiedź – większość najznamienitszych dzieł trafiało do muzeów w formie darowizny, a więc wartość księgowa wynosi zero.
2. Metoda księgowa skorygowana, czyli wycena przez rzeczoznawcę – osobiście uważam, że nie ma możliwości oszacowania wartości godziwej. Dzieła są tak indywidualne, a subiektywne wyceny nabywców tak odmienne od szacunków ekspertów, że trudno jest uznać metodę za wiarygodną w odniesieniu do dzieł sztuki. Owszem, sprawdzi się przy szacowaniu wartości obrazów pospolitych, ale jak wycenić wartość obrazów nr. 9 i 10 z naszej listy? Oba powędrowały do Japonii, a nabywca zapisał w testamencie, że mają zostać skremowane razem z jego ciałem. Na szczęście dla nas przetrwały, ale tylko dlatego, że właściciel popadł w tarapaty finansowe, a bank ustanowił na nich zabezpieczenia. Japoński biznesmen nie był w stanie spłacić kredytów, a bank zaspokoił swoją wierzytelność z zabezpieczenia. Obrazy znajdują się prawdopodobnie gdzieś w bankowych sejfach w Szwajcarii. Podejrzewam, że dla banku brak spłaty był jednocześnie najlepszą inwestycją.
3. Metoda dochodowa – dość trudna do zastosowania, chyba że mamy obraz na miarę „Ostatniej wieczerzy” Leonarda. Obejrzenie tego dzieła kosztuje 26 euro od osoby, muzeum zezwala na maksymalnie 100 osób na godzinę i stosunkowo łatwo możemy skonstruować przepływy pieniężne dla tego projektu. Problem niestety pojawi się przy wartości rezydualnej, bo podejrzewam, że zastosowanie annuity do jej wyliczenia nigdy nie da nam rzeczywistej wartości. Osobiście nawet bym sobie nie zawracał tym głowy, bo obraz jest po prostu bezcenny.
4. Metoda rynkowa – to chyba jedyna metoda dająca dobrą wycenę. Dzieło jest warte dokładnie tyle, ile nabywca chce za nie zapłacić.
5. Metody komparatywne – tu także nie widzę możliwości bezpośredniego zastosowania. By to zilustrować weźmy pozycję nr. 9 z listy najdroższych obrazów świata i porównajmy z innym portretem doktora Gaucheta, który van Gogh namalował w tym samym czasie. Niech każdy spróbuje sobie odpowiedzieć, czy zapłaciłby tyle samo za każdy z tych obrazów?
6. Metoda odtworzeniowa – w przypadku dzieł sztuki praktycznie nie będzie miała zastosowania, choć są pewne wyjątki, o których muszę napisać.
Jako pierwszy wyjątek weźmy obraz na 6 miejscu na liście najdroższych obrazów świata. W 1948 roku został zakupiony przez Alfonso A. Ossorio za 1500 dolarów. Niestety, został uszkodzony w transporcie. Pollock postanowił na nowo obraz przemalować i choć wyszło coś nieco innego, nabywcy nadal się podobało.
Pytanie, czy odtworzenie przez konserwatorów zabytków będzie wpływać na wartość dzieła? Jeśli odpowiemy, że renowacja nie ma wpływu na wartość, to należy zadać pytanie o fałszerstwo. Wszak często nawet najlepsi eksperci nie są w stanie odróżnić oryginału od kopii (o tym będzie osobny wpis, bo właśnie czytam bardzo ciekawe książki o fałszowaniu dzieł sztuki).
W tym też kontekście dość ciekawy eksperyment odbywa się obecnie w Dulwich Picture Gallery. Można w niej obejrzeć obrazy zamówione przez Stanisława Augusta Poniatowskiego u najlepszych angielskich dealerów sztuki: Noela Desenfans i Sir Francisa Bourgeois, Gdy uporali się ze skompletowaniem zamówionej kolekcji, nie było już ani króla, ani nawet Polski by za te dzieła zapłacić. Zostały więc w Anglii. Jest jednak pewien haczyk. Kuratorzy wystawy zamówili przez internet kopie ponad 150 obrazów. Zamówienie trafiło do Meishing Oil Painting Manufacturing Company wraz ze zdjęciami cyfrowymi wysokiej rozdzielczości i przelewem. Średnia cena wyniosła poniżej 200 dolarów za obraz. Pomimo iż nie są to dokładne kopie, tylko kilka procent zwiedzających jest w stanie odróżnić 18-wieczny oryginał od kopii made in China. Wystawę można jeszcze obejrzeć do połowy lipca.
Najbardziej przekonuje mnie wycena rynkowa, skoro są osoby, które dopuszczają myśl o takich wydatkach na dzieło sztuki i jeszcze je na nie stać, to czemu nie. Dochodzi prestiż wynikający z posiadania, wyjątkowa elitarność i z pewnością zaspokojenie własnego ego.
Wiesz, ale mnie fascynuje sytuacja, w której coś nabywa wielkiej wartości a potem ją traci… Np Vermeer najpierw chyba jego obrazy osiągały dużą wartość, bo stać go było na bardzo drogie kolory (lapis lazuli, ultramaryna), potem zniknął zupełnie na cały 18 wiek, by zostać ponownie odkrytym w 19 wieku. Jeszcze ciekawsza jest sprawa van Meegerena, który fałszował jego dzieła – http://wyborcza.pl/alehistoria/1,121681,13114892,Falszerz.html
Numer 8 mam jako zakładkę do książki. Sprawdza się, więc chyba jest warte swojej ceny …
Podałbym jeszcze jedną metodę wyceny, wywodzącą się chyba od Kostolanego. Mówił on, że trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czego jest więcej – akcji czy głupków. W tym przypadku czy więcej jest unikalnych babilotów, czy ludzi, którzy chcą siebie widzieć jako unikalni i mają na to środki.
Zauważ, że obecnie w szczytowym punkcie swoich możliwości finansowych jest pokolenie, które jest ostatnim pokoleniem większym niż pokolenie swoich rodziców. Przynajmniej w europejskim kręgu kulturowym. Gdy ludzi będzie coraz mniej, to czy fakt że coś jest stare będzie cały czas taką zaletą ?
W kościach mnie łamie, że to ogromne zainteresowanie inwestycjami alternatywnymi oznacza jakiś ważny przełom gospodarczy. Coś doszło do ściany, coś się musi radykalnie zmienić.
Do ściany doszły też rentowności obligacji i nie byłbym zaskoczony, gdyby za 2 lata ceny obligacji spadły o połowę (rentowności doszłyby do 5%).