W czerwcu wspominałem na blogu, czego najbardziej boją się banki.
Na pierwszym miejscu znalazły się naciski polityków, co widać choćby po takich liberałach jak Janusz Lewandowski, o którym pisałem wczoraj.
Na drugim miejscu znalazło się ryzyko kredytowe, które stale rośnie, co widać pięknie na 3 stronie „Informacji o sytuacji banków w I kwartale 2010 r.”
- Kredyty zagrożone przyrosły w I kwartale 2010 o 6,9% w porównaniu do poprzedniego kwartału, a ich udział w portfelu wzrósł z 7,4% do 7,9%. To dużo, bardzo dużo.
- Najgorzej wygląda przyrost zagrożonych kredytów konsumpcyjnych +13,7% (udział wzrósł z 12,9% do 14,6%). Kredyty dla przedsiębiorstw klasyfikowane były znacznie spokojniej +2,6%, choć ich udział w strukturze portfela jest nadal bardzo wysoki (wzrósł z 10,3% do 10,8%).
- Najlepiej wyglądają kredyty mieszkaniowe, które teraz są celem ponownego ataku regulatora. Udział kredytów zagrożonych wzrósł o 2,1% i stanowi tylko 1,5% portfela.
Na trzecim miejscu bankowych obaw znalazła się nadmierna regulacja. Do dziś banki muszą zmierzyć się z projektem nowelizacji Rekomendacji S.
Najlepiej podsumował ten projekt Krzysztof Pietraszkiewicz w dzisiejszym artykule w wyborczej.biz„Nie dławić akcji kredytowej ustawowymi limitami”:
„Akcja kredytowa w segmencie kredytów hipotecznych prowadzona jest w Polsce bardzo odpowiedzialnie. Relacja tych kredytów do PKB jest jedną z najniższych w poszerzonej UE. Jakość tego portfela jest na tyle dobrą przesłanką, by nie dławić akcji kredytowej ustawowymi limitami”.
Wygląda na to, że obawy banków nie były naciągane. Mam tylko nadzieję, że ilość rekomendacji i regulacji sektora bankowego wykaże wreszcie ujemną dynamikę