Ucieszyłem się bardzo, gdy żona wręczyła mi książkę Domosławskiego. I nie dlatego, że wokół tej książki tyle wrzawy! Ucieszyłem się, bo bardzo lubię książki Kapuścińskiego!
A po lekturze biografii ulubionego autora, człowiek nabiera innej perspektywy czytania – jest w stanie zrozumieć więcej, więcej zauważyć. Zabrałem się więc do lektury.
Utknąłem już na stronie drugiej (wedle książkowej paginacji na stronie 12) – uśmiech, maska, tajemniczość! Skromność, nieskromność, umiejętność słuchania! W zasadzie same dobre cechy każdego pisarza – nieskromność możemy przecież wybaczyć – ale już na pierwszych dwóch stronach autor stosuje tak modne ostatnio NLP, zarzucając Kapuścińskiemu fałszywość. To co zdenerwowało mnie najbardziej, to fakt, że robi to między wierszami, wkładając te zarzuty w usta innych – by nazwać rzeczy po imieniu robi to bardzo fałszywie. Czyżby brakowało mu odwagi?
Na stronie 13 odechciało mi się czytać całkowicie. Traf chciał, że trzynastka niektórym pecha przynosi. Autor mianowicie pisze słowa takie:
Nigdy nie spytałem, jak się robiło karierę w Polsce Ludowej; za jakie sznurki trzeba było pociągnąć, do kogo się uśmiechnąć, jaką cenę zapłacić … Nie wypytywałem, po której był stronie w czasie polskich przełomów ostatniego półwiecza, co robił, co myślał. Czego szukał…
Jeśli Domosławski takich pytań nie stawiał, to jak do cholery może na nie odpowiedzieć? Moje oczekiwanie, że przeczytam dobrą, obiektywną biografię, opartą o fakty legły w gruzach. Jakże autor może porywać się na biografię, jeśli takich pytań nie zadał? Zwłaszcza, że miał taką okazję! Czyżby na pierwszych dwóch stronach opisywał nie Kapuścińskiego, a siebie? – uśmiech, maska, skromność, nieskromność, umiejętność słuchania? I jak autor może uważać siebie za dociekliwego, jeśli z wiadomych sobie powodów takich pytań nie zadał!
Przebrnąłem przez całe 562 strony. I jako podsumowanie, z rosnącym obrzydzeniem czytałem podziękowania. Jak to mówią Anglicy – tutaj „shit hit the fan”. Szkoda mi tylko, że od tych podziękowań odbrązowiała autorka „Oni”, bo ceniłem ją niesłychanie. I te podziękowania żonie, gdy autor wiedział, że nie wyrazi ona zgody na publikację toż to czysta obłuda.