Aż wstyd mi się przyznać, ale właśnie zdałem sobie sprawę, że od ponad dekady moja własna firma pracuje bez właściwej misji.
Misja co prawda jest – wycyzelowana w latach 90-tych ubiegłego wieku. Niestety w 2011 roku jest całkowicie nieadekwatna do warunków otoczenia i do tego co próbujemy w firmie osiągnąć.
Najwyższa pora by to zmienić!
Nie będzie łatwo. Jak zwykle, priorytetem będą projekty robione dla klientów, ale też pojawią się bariery wyrastające jak grzyby po deszczu.
Misja musi jednak ulec zmianie. W 1995 roku być może brzmiała ambitnie i motywująco dla młodych ludzi, którzy ją tworzyli, ale dziś brzmi patetycznie i demotywująco.
Regan Consulting jest wyspecjalizowaną firmą szkoleniowo-doradczą obsługującą klientów korporacyjnych w zakresie tworzenia spójnych strategii, doradztwa finansowego oraz prowadzenia kompleksowych programów dokształcających. W projektach doradczych zatrudniamy najlepszych konsultantów polskich i zagranicznych, pracujących wspólnie z kadrą kierowniczą firmy Klienta w interdyscyplinarnych zespołach i wykorzystujących sprawdzone metodologie. Nasze interwencje doradcze ukierunkowanie są na długofalową współpracę strategiczną z naszymi klientami. W działalności szkoleniowej zatrudniamy najlepszych trenerów i każdorazowo monitorujemy efektywność prowadzonych przez nas szkoleń.
Współtwórcy tej misji dawno już porobili kariery w innych firmach i korporacjach, a dzisiejsza młodzież rozpoczynająca pracę ma inne ambicje i oczekiwania.
Co się sprawdziło?
Klienci korporacyjni – to sprawdziło się najlepiej! Z takimi klientami pracowało się też najłatwiej – mieli jasno zdefiniowane oczekiwania, określone budżety i procedury współpracy. Mieli też wspaniałych ludzi, dzięki którym kamienie milowe projektów znikały za horyzontem równie szybko jak się pojawiały.
Interdyscyplinarne zespoły – różnorodność jest w każdym przypadku niezmiennym czynnikiem sukcesu. W zasadzie nie trzeba tego nikomu tłumaczyć. Ważne, by dobierając zespoły za każdym razem pamiętać o trójkącie Katzenbacha:
Sprawdzone metodologie – aż nie wierzę, że to piszę, bo w mojej zbuntowanej naturze zawsze starałem się podchodzić innowacyjnie do każdego projektu. Niestety, najlepsze efekty osiąga się stosując wypróbowane procedury. I tutaj, nie ma zbytniego sensu, by wymyślać koło od nowa – potrzebne są dobre narzędzia i wytrwałość w ich stosowaniu. Amen.
Co nam nie wyszło?
Specjalizacja – nie wiem czy to z powodu wyzwań i transformacji systemowych końcówki wieku, czy też ze względu na mą renesansową naturę – mamy zbyt obszerny zakres działań, jak na wielkość firmy. Owszem, brak specjalizacji jest wspaniałym wyzwaniem i oferuje obszerną autostradę do samodoskonalenia i samorealizacji, ale ekonomicznie jest całkowicie nieuzasadniony. Trzeba się specjalizować jeśli w rachunku wyników chcemy zobaczyć zysk i adekwatny ROI – bez zysku nie uda się rozwijać firmy ani szybko ani bezpiecznie, o czym zresztą uczę na swoich szkoleniach. Zbyt często podejmowaliśmy się projektów, z których klienci byli zadowoleni, ale odbywało się to kosztem zjadania własnego ogona.
Koncentracja na rynku docelowym – zbyt często zapominaliśmy, że naszym misyjnym klientem są korporacje. Praca dla SME prawie w każdym przypadku kończyła się dokładaniem do interesu. Owszem, jestem głównym winowajcą, bo to ja zgadzałem się na takie wyzwania, a potem uzasadniałem je w myślach postawą Janosika. Być może małe firmy są wdzięcznym klientem dla innych doradców, natomiast ja nie potrafię sprzedawać hamburgerów.
Najlepsi konsultanci – szczególnie Ci zagraniczni! Zbyt często to marketingowo nadmuchane balony z wielką pustką w środku. Lepiej jest pracować w różnorodnych zespołach i czasem akceptować pewien poziom błędów i niekompetencji. Tak jak nie da się zbudować najlepszego zespołu z samych gwiazd, tak też i w firmie doradczej trzeba pamiętać o innym wykresie Katzenbacha:
I tu kolejna lekcja – jedną z najważniejszych osób, które trzeba w firmie zatrudnić jest specjalista od HRM, który wdroży odpowiednie procedury rekrutacji, motywacji i uzależnienia pracowników od firmy. Ja jestem na to za miękki i w konsekwencji muszę płacić za własne błędy.
A teraz wyzwanie!
Jak zmienić misję?
Zgodnie z najnowszymi trendami w dziedzinie zarządzania, powinienem wykorzystać „crowdsourcing”. Dla niezorientowanych – polega to na tym, że rzuca się zapytanie na Twitterze, Facebooku czy innym portalu społecznościowym i po kilku dniach wychodzi idealna misja gotowa do zaadoptowania i wdrożenia.
Niestety mam obawę, że w Polsce nie zadziała. Definicja „crowdsourcingu” w polskiej Wikipedii też jakby inna od angielskiej. Ale być może moje obawy są płonne?
Cóż, zamierzam spróbować – jeśli nie wypali, to będę miał ciekawy case do analizy, a ja będę musiał odwołać się do bardziej „sprawdzonych” metodologii.