Politycy porwali się na niesłychanie trudną rzecz – chcieli uspokoić sytuację na europejskim rynku finansowym.
Jak wiadomo, nie ma nic groźniejszego dla banków, niż nagły odpływ jednego z dwóch głównych źródeł finansowania:
- depozytów, gdy zwykli śmiertelnicy, ustawiają się w kolejkach by w panice wycofać swoje pieniądze, nawet kosztem zerwania lokat i utraty odsetek – czyli tzw. run na bank (vide Blackrock), bądź
- zobowiązań wobec innych banków, gdy inne instytucje finansowe z obawy przed utratą pieniędzy przestają finansować dany bank na rynku międzybankowym i odmawiają zawierania transakcji (vide Bear Stearns, Lehman).
W trakcie ostatniego kryzysu udało się uniknąć paniki wśród osób fizycznych (za wyjątkiem Blackrock), natomiast zamarły rynek międzybankowy zastąpiony został interwencjami banków centralnych. Na te, w obecnej sytuacji ekonomicznej, banki centralne i rządy państw europejskich nie bardzo mogą sobie pozwolić.
Politykom wydawało się, że publikacja wyników stress testów uspokoi rynki i przywróci zaufanie do banków.
Jeśli nawet mieli rację w odniesieniu do osób fizycznych, to wydaje się, że w odniesieniu do analityków bankowych srodze się pomylili. Chyba, że cel publikacji wyników był zgoła inny…
Z dobrze poinformowanego źródła usłyszałem wczoraj, że pozytywny wynik europejskich stress testów potrzebny był Chinom jako podkładka do uruchomienia dużych inwestycji w Eurozonie… 授权
Wydaje się to tak naciągane, że aż może być prawdziwe
Cyt: „natomiast zamarły rynek międzybankowy zastąpiony został interwencjami banków centralnych. Na te, w obecnej sytuacji ekonomicznej, banki centralne i rządy państw europejskich nie bardzo mogą sobie pozwolić.”
Dlaczego nie mogą?
A choćby dlatego i dlatego, że to niepolityczne i dlatego, że pieniędzy nie można ot tak sobie drukować, a rządy europejskie zobowiązały się do ograniczania deficytów. Trudno także nie wspomnieć, że europejskie PKB nie rośnie tak jak przed 2008 i nie można w nieskończoność „uciekać do przodu”…
Rozumiem, czyli chodzi Ci o to że nie będą chciały. Bo że będą mogły to jak rozumiem jesteśmy zgodni. W skali mikro nie wszystkie będą mogły, ale w skali globalnej zawsze mogą.
Ja bym stawiał na to że jednak po raz kolejny zdecydowałyby się na interwencję. Może w trochę bardziej „wychowawczy” sposób, tzn. nie ratujemy wszystkiego tylko końcówkę peletonu bankrutujemy, aby wreszcie się w zarządach zaczęli trochę bać.
I ja bym za tym optował bo dla mnie crash zaufania z powodu dewaluacji waluty jest nieco lepszy niż crash zaufania z powodu zniknięcia depozytów z banków. W pierwszym wariancie wszyscy na siłę kupują i inwestują aby pozbywać się gotówki. W drugim odwrotnie, nikt nigdzie gotówki nie oddaje, ludzie boją się konta zakładać. No chyba to drugie jest dużo gorsze.
Maćku, masz absolutną rację – rządy wszystko mogą zrobić, tak jak USA wypowiedziało wymienialność dolara na złoto w 1971 roku – nawet bez zgody innych państw, jeśli mają „muscle”
Ale teraz raczej chcą za wszelką cenę uniknąć interwencji. Co gorsze, politycy chcą przejąć większą kontrolę nad bankami i systemem finansowym mimo, że się na tym zupełnie nie znają. Jedyna nadzieja w „the gift of the gab”, czyli że uda im się nas przekonać, że wsztstko jest O.K.
Co do inflacji/deflacji – wahadło raz wprawione w ruch będzie sobie samo oscylować aż stanie… problem w tym, że politycy co raz to przykładają siły, by utrzymać ruch w jednym kierunku i to jest, niestety, groźne – proste prawa fizyki…