Po kolejnym zagonionym tygodniu, przez weekend postanowiłem zastrajkować – odespać, pójść na długi spacer, poczytać raz jeszcze przeczytane już książki, wybrać się na niepotrzebne zakupy – generalnie robię wszystko, by nie zrobić tego, co powinienem. Żałuję trochę, że nie wsiadłem w piątkowy samolot do Gdańska, choć na Żoliborzu życie też płynie powoli. Największą sobotnią przyjemnością była długa telefoniczna rozmowa z synem, który wspaniale się rozwija w ramach swoich architektonicznych studiów na UCL.
Weekendowe lektury opisałem tutaj
Dziś rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Wybieram się na długi spacer. Najpierw wzdłuż Wisły pomaszeruję do Muzeum Narodowego, by obejrzeć wystawę malarstwa Jacka Malczewskiego. Później piechotką przez Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście na Plac Zamkowy, by o 17:00 zobaczyć inscenizację starć opozycji z ZOMO. Ciekaw jestem czy będą polewać i nawet zastanawiam się, czy nie ubrać się w sztormiak. Chciałbym jeszcze zobaczyć film Ślepy Los, więc prawdopodobnie zakończę dzień w Kinotece.
Miałem strajkować, a tu proszę – powstał plan działania, ot zboczenie zawodowe. Ale ten plan umożliwi mi całkowite oderwanie się od stosu papierów leżących na moim biurku i od nieprzeczytanej poczty (znów się nagromadziło) i od komputera i od myślenia o biznesie. Być może ten plan uwolni mnie też od myślenia za czym tak gonimy i dokąd zmierzamy.