Warren Buffett ogłosił, że jego następcą zostanie Howard – syn, który jest farmerem i samodzielnie jeździ kombajnem. Nie ukończył co prawda studiów, ale … – o czym w programie nie mówią – zajmował stanowiska w zarządach kilku korporacji (m.in. Coca Cola).
W programie nie mówią też, że Howard pisze książki – wydał już 6, choć zapewne niewiele osób o nich słyszało, a jeszcze mniej je czytało.
Pisze też czasem artykuły do The Wall Street Journal i do The Washington Post. Ponoć w 2007 roku otrzymał nawet jakąś nagrodę za swoją dziennikarską robotę.
Owszem, nie ma może praktycznego doświadczenia w zarządzaniu korporacją a tym bardziej funduszem inwestycyjnym, ale w mojej ocenie może być lepszym menedżerem od ojca.
Tylko czy będzie chciał?
W programie odpowiada na to pytanie pośrednio – „jeśli będę mógł jeździć kombajnem”…
Zobaczcie zresztą sami:
Gdy oglądałem ten dokument, naszła mnie refleksja – przypomniało mi się jak Aleksander Gudzowaty opowiadał o swoim synu, któremu chciał przekazać biznes. Wstawił mu biurko do swego gabinetu, syn stawił się do pracy, posiedział kilka godzin i powiedział, że go to zbytnio nie interesuje.
Jak zareagują inwestorzy i jak zmieni się cena akcji BRK zobaczymy dziś po południu. Jestem dziwnie spokojny, że wielkich emocji nie będzie. Wygląda mi na to, że po ostatnich perypetiach z wyborem następcy rynek przyjmie tę wiadomość spokojnie.
Gdy zerkałem na wykres akcji przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl – Warren Buffet nie ma jakiejś szczególnej wiedzy, która powoduje, że podejmuje dobre decyzje. W swojej karierze podejmował też decyzje kiepskie – takie, które zrujnowałyby niejednego inwestora. Jednak jego czynnikiem sukcesu jest skala działania i ilość inwestorów próbujących emulować jego sukces. Dlatego też wydaje mi się, że losy BRK będą w miarę bezpieczne w rękach prezesa siedzącego za sterami kombajnu.
Czytałem książkę Marry Buffet. W pamięci zapadło mi jedno zdanie, i ono chyba charakteruzuje fundusze. Rozmiawiała Ona (Buffetowa) z jednym z zarządzających jakimś funduszem na temat jednej spółki, którą BRK kupował. Człowiek powiedział – to świetna spółka, ale nie mogę jej kupić, bo nie wiem czy wzrośnie przez następne pół roku. Jeżeli nie wzrośnie, to wylecę z roboty.
Z Warrenem B kojarzy mi się taki dowcip:
– Reputacje buduje się całe życie, a można stracić ją w pięć minut
– A Ty znowu o KGHMie
Sylwek, przyznam, że nie rozumiem tego dowcipu. Może dlatego, że KGHM w żaden sposób nie kojarzy mi się z reputacją – ot, po prostu jest spółka z monopolistyczną pozycją w naszym regionie świata, która ma zasoby i którą wszyscy doją jak mogą – od rządu, poprzez partie polityczne, związki zawodowe, pracowników i menedżerów…
Co do Warrena Buffetta – od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem przeanalizowania jego decyzji inwestycyjnych. Jego sukces nie wynika z super decyzji, wyniki BRK też nie zapierają dechu w piersiach (za wyjątkiem skali). Sukces Buffetta oparty jest głównie o jego reputację i o specyficzną dźwignię finansową. Pisałem zresztą o tym pół roku temu tutaj.
W portfelu Buffetta nie ma jakiejś wyjątkowej logiki. Jest natomiast zróżnicowanie, które powoduje, że zaczyna działać rozkład normalny. Gdybyśmy mieli tyle samo pieniędzy do zainwestowania, to można byłoby zbudować fundusz, który miałby porównywalne wyniki (jeśli nie lepsze), po prostu losowo dobierając spółki do przejęcia. Zobacz zresztą sam strukturę portfela:
Na 2 stronie raportu BRK jest roczna stopa zwrotu od 65 roku. Wynika z niego, że ostatnie kilkanaście lat nie zachwyca wynikami – dlatego nie ma bardzo ma sens strudiowanie obecnego składu portfela. BRK świetnie wyszedł z kryzysu w późnych latach 70-tych i chyba gdzieś tam tkwi tajemnica sukcesu.
Zastanawiam się (a powinienem policzyć 🙂 jaką historyczną stopę zwroty dałby portfel zbudowany z: szeroki rynek minus 10% spółek, które w danym roku są najsłabsze. Być może przewidzenie 10% najsłabszych spółek i ich unikanie wystarczy, by uzyskać dobre wyniki.
Sylwek, w latach 90-tych ub. wieku przeprowadzono wiele eksperymentów pokazujących, że losowo dobrany portfel daje najlepsze efekty. Eksperymenty te prowadzone były w różny sposób i różnie też są nazywane:
1) test małpy – tu szympansica wybierała akcje
2) rzut lotką – studenci rzucali lotką w stronę Wall Street Journal z notowaniami akcji – tam gdzie lotka wylądowała, dobierali akcje do portfela
3) córka profesora – jeden z profesorów finansów skonstruował portfel przy pomocy swojej kilkuletniej córki, która wybrała karteczki z nazwami firm
itd. itp.
By odnieść wyniki lepsze od większości profesjonalnie zarządzanych funduszy, nie musisz nawet eliminować tych najgorszych spółek.
Co do Buffetta – jest kilka książek, które analizują jego strategiczne wybory. W miarę pełną listę biograficzną znajdziesz tutaj: https://sites.google.com/site/biznesbooks/biografie/warren-buffet
Chyba najciekawszą z nich jest książka „Even Buffett Isn’t Perfect” – gdybym nie popełnił błędu kadrowego z ówczesnym dyrektorem wydawnictwa, to pewnie wydalibyśmy ją w 2009 roku.