W ten weekend mam ciekawą grupę na szkoleniu „Zarządzanie ryzykiem kredytowym”.
Wśród uczestników są osoby pracujące w bankach komercyjnych i spółdzielczych (zupełnie inny model biznesowy), w SKOK-ach i w firmach pośrednictwa finansowego. Jest też jedna osoba reprezentująca „chwilówki”.
Niby ten sam sektor – instytucje finansowe – a jednak bardzo odmienna charakterystyka ryzyka i inne systemy zarządzania. A wszystko dlatego, że modele biznesowe dostosowane są do klientów.
Zupełnie inaczej zarządza się ryzykiem kredytowym portfela detalicznego i portfela korporacyjnego.
W portfelu detalicznym jest to o tyle łatwiejsze, że wystarczy pozyskać odpowiednio dużą ilość klientów o małym jednostkowym zaangażowaniu – tak, by zbudowała się odpowiednia granularność portfela – i można zawierzyć rozkładowi normalnemu i statystyce. Prawdopodobieństwo strat na takim portfelu jest stosunkowo łatwe do przewidzenia. Trzeba mieć tylko odpowiednią wielkość portfela i historyczne wskaźniki PD za wystarczająco długi okres. Ot i cała filozofia.
Można oczywiście celować z portfelem w odpowiednie segmenty i wykorzystać ich charakterystykę. Przypomniał mi się przypadek pewnej firmy, która obsługiwała służby mundurowe. Nie mieli problemów z jakością portfela. Gdy tylko jakiś policjant nie płacił – dzwonili do jego szefa i prosili by dał mu radar na weekend, bo policjant zalega ze spłatą. Z tego co pamiętam, nie mieli zaległości powyżej tygodnia… Ale to były stare czasy, a firma została wchłonięta w większą strukturę, która zarządza wedle krzywej Gaussa.
W portfelach korporacyjnych, zarządzanie ryzykiem portfela wymaga już bardziej szczegółowych procedur oceny ryzyka kredytowego klienta. Jednostkowe zaangażowania są znacznie większe a i czynników ryzyka, które należy uwzględnić, przybywa w postępie geometrycznym. W bankowości korporacyjnej znacznie większe znaczenie odgrywa odpowiednia segmentacja portfeli. Inaczej zarządzać będziemy portfelami SME, MM, firm globalnych, public sektora itd. itp. W najlepszych bankach tworzy się też portfele branżowe.
Wyzwaniem tego szkolenia jest to, że wedle programu powinienem nauczyć ich „jak kierować autobusem”. Osobiście przekonany jestem jednak, że najpierw muszą zdobyć „prawo jazdy na samochód”, a dopiero potem zabierzemy się za „naukę jazdy autokarem”. Stosując takie porównanie, nie mogę się powstrzymać od stwierdzenia, że banki przeszły ostatnio na model torowy, czyli jeżdżą tramwajami, pociągami i ekspresami… (to skutek szczegółowej proceduralizacji procesów i procedur od których nie ma wyjątków).
Musiałem więc zmienić program i zacząć od oceny ryzyka poszczególnych decyzji by potem przejść do oceny ryzyka portfeli…Dobrze że mam czas pomiędzy sesjami…
Panie Mirku – jezeli zarzadzanie portfelem detalicznym jest takie proste bo zgodnie z krzywa to dlaczego straty sa znaczaco wieksze ? A jak jak z polskiego detalu wyjmie sie portfle hipoteczny ktory jeszcze nie dojrzal, a z korpo straty z opcji walutowych sprzed kilku lat to roznica jest o rzad wielkosci.
A za wielka woda – czy to SPV’y i CDO’y sa przyczyna problemu czy NINJA ktorych nie stac na splacenie swoich kredytow ? jajko czy kura ?
Pytanie jest na tyle szczegółowe, że aż się będę musiał pochylić przed odpowiedzią, wgryźć w dane z NBP, zrobić jakiś uproszczony model i przeanalizować – to niestety wymaga czasu, a że problem jest dość ciekawy więc spróbuję odpowiedzieć w trakcie wakacji. Zapisałem sobie już na liście do zrobienia… Teraz tylko mogę odpowiedzieć na nosa i na szybko, ale do pytania wrócę na pewno…
1) straty w portfelach detalicznych zawsze są większe niż w korporacyjnych – jest to odzwierciedlone w normach strat i w konsekwencji w marżach
2) straty nie da się uniknąć – będą się pojawiać zawsze i im większy portfel ilościowo – tym więcej będzie przypadków naruszenia.
3) w portfelach detalicznych dotkliwość strat jednostkowych jest niewielka i dlatego tak ważna jest granularność portfela
4) procentowa ilość oszustów w społeczeństwie jest stała w określonym cyklu koniunkturalnym (na nosa zakładam, że w trakcie recesji będzie rosnąć, a w trakcie gospodarczej prosperity spadać)
5) portfele detaliczne mają z reguły mniejszą segmentację niż portfele korporacyjne
Jeśli teraz przyjmiemy te założenia, to można spokojnie stworzyć model na bazie danych statystycznych – tak też się stało za wielką wodą, gdzie FICO score było jedynym kryterium przyznania kredytu i ustalenia limitu. Portfele też zachowywały się przewidywalnie. Problem NINJA pojawił się z innego powodu – tej grupie klientów przyznawano tylko kredyty hipoteczne, które traktowane były jako ABF. Założono po prostu, że ceny nieruchomości będą rosnąć i jedynym kryterium powinno być LTV w odniesieniu do prognozowanych wartości nieruchomości! Udzielano więc tych kredytów bez badania zdolności kredytowej biorców. Z perspektywy banków było to o tyle bezpieczne, że regulator zapewnił im dodatkowe ubezpieczenie w postaci Fannie Mae i Freddie Mac, a tu już górę wziął „moral hazard”.
SPIV’y i CDO były innowacją w odpowiedzi na wymogi kapitałowe
Na pytanie tak postawione (jajko, czy kura?) – myślę, że winą za rozwój kryzysu 2007 w równej mierze można obciążyć 1) regulatora i 2) innowacyjnych bankierów, którzy postanowili obejść regulację. Tu warto spojrzeć na myślenie systemowe – polecam odpowiedni rozdział w „5 dyscyplinie” Petera Senge.
W podejściu korporacyjnym sprawa jest o tyle bardziej skomplikowana, że mamy znacznie większe zaangażowania i tym samym dotkliwość strat. Dlatego też filozofia podejścia jest inna, a przy podejściu indywidualnym jakość portfela powinna być znacznie lepsza niż przy podejściu statystycznym.
Jak obiecałem, wrócę jeszcze do tego tematu
Odnośnie pkt. 5 – czy Bazylea II nie nałożyła przypadkiem na banki wymogu segmentacji portfelów detalicznych?
Tak, ale zobacz jak ładnie banki to obchodzą „produktowo”
Segmentacja nie jest obowiązkowa, ale jest konieczna w przypadku gdy bankom brakuje kapitału. Polski to chyba nie dotyczy, ale w Lądku segmentują i to bardzo szczegółowo.
W Londynie muszą segmentować, bo mają takie produkty, których w Polsce nie mamy i bardzo duże ryzyko wynikające z cech produktu – odnoszę się do 300 tys. kredytów hipotecznych, które zostały sprzedane w ub. roku i na których kredytobiorcy nie spłacają rat, tylko same odsetki. Zdolność kredytowa została wyliczona tylko na spłatach (przy najniższym oprocentowaniu w historii angielskiej bankowości) i jeśli teraz BoE podniesie stopy bazowe, to u 80%-90% tych kredytobiorców powstaną zaległości…
Oj Mirku, że też Ci się tak chce. Podziwiam Cię za twoją energię i zaangażowanie.
Ola, bo to z pasji się bierze… tyle, że życie za krótkie i doba ma tylko 24h