Dziś Bankier pisze o wezwaniach do zapłaty, wysyłanych członkom SKOK Wołomin przez syndyka. Dotyczy to 7000 osób, które jako członkowie SKOK są jego współwłaścicielami. Ustawa o SKOK mówi, że członek kasy odpowiada za straty powstałe w kasie do podwójnej wysokości wpłaconych udziałów.
SKOK Wołomin upadł na początku 2015 roku. Prokuratura prowadząca śledztwo podała, że z kasy wyłudzono łącznie 800 mln zł, a zarzuty postawiono 64 osobom. Klientom wypłacono pieniądze z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego do wysokości 100 tys. EUR, za które zapłaciliśmy wszyscy jako klienci innych banków.
Teraz byli klienci SKOK Wołomin mają 7 dni na zapłacenie dwukrotnej wartości swoich udziałów. Nie wiem, jak było w przypadku Wołomina, ale niektóre SKOKi zachęcają do wykupienia większej ilości udziałów. W zamian oferują wyższe oprocentowanie na lokatach albo inne przywileje. Prawdopodobnie w Wołominie było podobnie, bo jeden udział kosztował 30 zł, a artykuł w Bankierze cytuje kogoś, kto musi zapłacić 3 tys. PLN. Fundusz udziałowy Wołomina wynosi 34 miliony złotych, więc średnio wychodzi po 5 tys. na głowę. Cóż, niektórzy będą musieli sporo zapłacić, bo wiadomo jest jak to jest z tymi średnimi.
Więcej szczegółów w oświadczeniu syndyka, które znajdziecie tutaj.
Mnie najbardziej zaintrygowało, w jaki sposób SKOK Wołomin wygenerował stratę na koniec roku 2014 w wysokości prawie 2,5 miliarda zł. Jeśli przekręty wynosiły tylko 800 milionów, to gdzie podziała się różnica?
No i warto o tym wspominać, bo przeciętny emeryt, który zakłada lokatę w SKOK-u nie wie, że może odpowiadać za straty w przypadku upadłości.
To jest straszne, że nie można ufać żadnej instytucji finansowej, nawet podlegającej pod system bankowy.