W ubiegłym tygodniu musiałem przejrzeć programy do zarządzania projektami, by zarekomendować jeden z nich dla naszego kilkuosobowego zespołu.
Gdy podjąłem się tego zadania nie miałem pojęcia, że przyjdzie mi się zmierzyć z 500+ programów. Przy pobieżnym porównaniu, każdy z nich wydawał się dobry, choć widać było różnice w akcentach na poszczególne funkcjonalności. Fizycznie nie dało się tego przetestować.
Postanowiłem pójść nieco na skróty.
Najpierw przyjąłem założenie, że zaufam innym. Znalazłem zestawienie o ilości klientów i postanowiłem sprawdzić fora użytkowników. Ci z reguły najwięcej narzekają na braki i luki. Jak widać, na pierwszym miejscu znalazł się Microsoft Project. Choć odbiega on znacznie od wersji z którą zaczynałem kiedyś swoją przygodę:
to postanowiłem go odrzucić ze względu na MSFT. Jak powiedziała koleżanka biorąca udział w projekcie – „Mamy pracować NOWYM”. Microsoft jest stary i przez implikację, nie może być uwzględniony :). Zastosowałem się i zacząłem szukać dalej.
Jako, że ma być NOWE, postanowiłem zacząć od Chrisa Andersona (choć nie tego od TED.com) i jego książki „Za darmo. Przyszłość najbardziej radykalnej z cen”. Chciałem, by program był zaprojektowany przez ludzi, którzy nie robili tego dla pieniędzy, tylko by stworzyć najlepszy program do organizacji pracy w zespole, najlepsze narzędzie do zarządzania projektem. Okazało się, że i takich aplikacji jest sporo.
W końcu zrobiłem listę 10 programów. Połowę udało mi się zacząć testować w chmurze i gdy już bliski byłem wyboru najlepszego, okazało się, że jedna z koleżanek pracowała uprzednio w Asanie i dodała, że może wprowadzić harmonogram. I tak dokonaliśmy szybkiego wyboru. Czy dobrze?