Czasem w jednym dniu dzieje się więcej niż przez cały miesiąc – i to rzeczy, których nie planowaliśmy, a które spadają jak manna z jasnego nieba.
Dzisiaj był taki dzień!
Na sztywno zaplanowałem kilka spotkań. Musiałem też zrobić kilka rzeczy, które znalazły się na mojej liście „TO DO”.
Wstałem bardzo wcześnie rano by zostawić sobie wolne popołudnie. Zgodnie z zaleceniami kolegi, który prowadzi rewelacyjne szkolenia z zarządzania stresem:
- nie podłączyłem się rano do internetu,
- nie obejrzałem rano wiadomości w telewizji,
- nie słuchałem radia, tylko obcowałem z muzyką klasyczną,
- nie kupiłem gazety
- zostawiłem samochód w garażu
- na spotkanie pojechałem metrem (poza godziną szczytu!)
- zaplanowałem, że do domu wrócę spacerkiem wzdłuż Wisły
- po drodze chciałem spędzić godzinkę w księgarni ekonomicznej, by pogawędzić o książkach i po ludzku dokonać zakupu
Słowem, miał być pełen relaks!
Zapomniałem tylko o jednej rzeczy – nie wyłączyłem rano telefonu. Rozdzwonił się o 7:00 i za wyjątkiem biznesowych spotkań, gdy musiałem go wyłączyć, przegadałem chyba ze 400 minut.
Wszyscy rozmówcy chcieli mieć to po co dzwonili natychmiast – nici z relaksu, nici ze spacerku, nici z buszowania po księgarni. Z dobrze zaplanowanego dnia zrobił się dwudziestogodzinny dzień pracy. Jedna strona rzeczy do zrobienia urosła do pięciu. Musiałem też zrobić nową listę na czwartek, część zadań dopisać do piątku i zmodyfikować plan na następne dwa tygodnie.
Było co prawda super-efektywnie, ale ile tak można?
Zmuszony byłem nadawać priorytety – przypomniała mi się historia o maksymalnym upakowaniu kamieni w wiaderku – najpierw wkładamy największe, potem coraz mniejsze, a na końcu zasypujemy żwirem i piaskiem. Problem w tym, że w wirze pracy zacząłem robić także i takie rzeczy, które mógłbym sobie śmiało odpuścić. Dzisiejsze wiadro zostało całkowicie wypełnione, tylko czy przypadkiem nie urwie się rączka?
Tak więc, będę się musiał zapewne udać na kolejne szkolenie – jak asertywnie mówić NIE!
To chyba moja najsłabsza strona. A gdy tylko ludzie ją odkrywają – od razu próbują to wykorzystać!
Odmówiłeś mi wczoraj dość asertywnie!
Tak, ale „This was not my cup of tea”. Jestem pewien, że konkurencja którą Ci poleciłem zrobi to lepiej 🙂