Zerknąłem dziś na wykresy na światowych giełdach i w szczególności na Nasdaq Composite, bo to indeks, który dziś rośnie o ponad 2%. Co powoduje taki optymizm? W skali roku indeks jest nadal pod kreską.
Czyżby inwestorzy zareagowali na ogłoszenie o tym, że Apple zainwestuje miliard dolarów w produkcję kinową? Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, by wyprodukowali dobre filmy.
A może to pokłosie informacji o tym, że Elon Musk zbuduje własne miasto w Texasie? Zerknąłem na firmy z jego portfela i tu też mam nieco mieszane uczucia. SpaceX lata w kosmos i wynosi satelity, choć nie wiemy czy generuje już zyski, czy jeszcze konsumuje pieniądze inwestorów. O innych firmach też trudno cokolwiek powiedzieć – wydaje się, że na razie jest tu dużo marketingu, a mało konkretów. Jedynie Tesla generuje solidne zyski (12 mld USD w 2022 r), podczas gdy konkurencja nadal notuje straty na samochodach elektrycznych. O Twitterze nie wspomnę.
Mamy potencjalny kryzys w systemie bankowym, rosnącą inflację z którą walczy FED i inne banki centralne, wojnę w Ukrainie i wizytę chińskiego przywódcy w Moskwie i setki innych niezbyt pozytywnych wiadomości. A akcje na Nasdaq wędrują sobie w górę.
Traderzy uwielbiają zmienność. Mogą wtedy zarabiać niezależnie od kierunku i na dużych dźwigniach. Czy jednak dodają nam jakiejś wartości oprócz generowania fali euforii i panik?

Na wykresie rocznym Nasdaq jest nadal pod kreską. Inwestorzy długoterminowi nadal tracą. Tu nie widać wartości dodanej, a zgodnie z teorią efektywności rynku w cenie widzimy wszystkie informacje i rynek ma zawsze rację.
Zupełnie inaczej wygląda jednak sytuacja na wykresie pokazującym co działo się na rynku w ostatnich 40 latach i tu można już zauważyć optymizm – czy jednak aby na pewno? Ta zmienność świadczy o ryzyku i widać, że ostatnie wzrosty to ryzyko pokazują.

I wreszcie ten ostatni wykres pokazał mi jak bardzo przespaliśmy sytuację w Polsce od 1990 r. Owszem, mieliśmy bardzo duży postęp w gospodarce, ale zobaczcie jak wiele nam jeszcze brakuje w porównaniu do USA.

Kryzys roku 2000, gdy pękła bańka internetowa, na wykresie Nasdaq jest dość widoczny, choć u nas był znacznie bardziej dotkliwy. Nie do końca mogę zrozumieć dlaczego, choć wydaje się, że był to efekt patrzenia za ocean oraz traktowania naszej giełdy jako niezbyt istotny rynek wschodzący przez inwestorów zagranicznych.
Kryzys roku 2008 na wykresie Nasdaq jest prawie niewidoczny, natomiast u nas widać duży wzrost i potężny spadek.
I wreszcie to, co wydarzyło się po tym ostatnim kryzysie. W USA mamy olbrzymie wzrosty, będące w dużej mierze wynikiem luzowania monetarnego, natomiast u nas mamy trend boczny. Taki marazm się nam trochę rysuje i brak wiary w przyszłość. Nie dziwię się więc opiniotwórczym blogerom, którzy namawiają, by w długim okresie inwestować w amerykańskie akcje, a właściwie w fundusze indeksowane. Nawet jeśli będzie tam duży kryzys, to prawdopodobnie będzie też duże odbicie. Z taką myślą chcę Was zostawić przed najbliższym weekendem.