Jak każdy szanujący się biznesmen wie, sukces zależy przede wszystkim od tego, czy znajduje się we właściwym miejscu i we właściwym czasie. W tym tygodniu takim miejscem jest World Economic Forum w Davos. To miejsce, w którym można zbudować sieć kontaktów, wypić szampana ze znanym politykiem, porozmawiać z prezesem banku o kredycie na kilka miliardów, czy też mądrze zabłysnąć w wypowiedzi pokazywanej przez wszystkie sieci telewizyjne.
Niewiele jednak osób wie, ile taka przyjemność kosztuje.
Po pierwsze trzeba być zaproszonym do członkowstwa w WEF. Ci, którym uda się zwrócić uwagę Klausa Schwaba na swoją skromną osobę, muszą zapłacić za tą przyjemność 50 tys CHF rocznej opłaty. W zamian za to dostaną książeczkę z danymi teleadresowymi członków klubu i prawo do nabycia biletu wstępu na konferencję za jedyne 18 tys. CHF – niestety tylko dla jednej osoby. Bilet też nie uprawnia nas do udziału we wszystkich imprezach. Daje tylko prawo do wejścia na ogólnodostępne wystąpienia. A przecież w takim tłumie nie uda się nikogo sensownego zapoznać.
Koszt przywiezienia kilkuosobowej ekipy wymaga już statusu partnera strategicznego czyli rocznej opłaty na poziomie pół miliona CHF. Jeśli zechcemy przywieść ze sobą pięcioosobową ekipę, musimy dodać do tego prawie 100 tys. CHF za bilety i oczywiście pokryć koszty pobytu i wyżywienia.
Za te pół miliona dostaniemy najważniejszy chyba przywilej – nalepkę, którą będziemy mogli przykleić na wynajętej przez nas limuzynie i która umożliwi nam bezpośredni podjazd pod hotele.
Niestety, zaproszenie do grona partnerów strategicznych nie każdemu jest pisane. Lista jest od lat zamknięta, a pan Schwab ogłosił, że w najbliższych latach przyjmie tylko kilku partnerów z Chin i z Indii – firmy muszą się tylko znaleźć na liście 250 największych globalnych korporacji.
Fundacja Klausa Schwaba stała się dzięki temu dość pokaźnym biznesem – w 2010 roku miała przychody ponad 150 milionów CHF, a że działa jako non-profit, to i podobne poniosła koszty – połowa to koszty organizacji, a druga połowa to wynagrodzenia.
I jak tu teraz polskie firmy mają konkurować na rynkach globalnych, jeśli w wielu z nich procedury wymagają zorganizowanie przetargu na bilet, nie mówiąc już o koszcie członkowskim.