– ostrzegła właśnie agencja S&P.
Sześć krajów z ratingiem AAA otrzyma ostrzeżenie w postaci negatywnej prognozy i ich rating może zostać obniżony jeśli europejscy przywódcy ponownie nie dojdą do porozumienia. Jak dotąd spotykali się, ogłaszali że się ze sobą w zasadzie zgadzają i podawali termin kolejnego spotkania. Wygląda na to, że cierpliwość agencji ratingowych się skończyła.
Do tego należy dodać informację opublikowaną w ubiegłym tygodniu w The Economist. W zasadzie wszystko widoczne jest jak na dłoni w jednym wykresie:
Edytor zatytułował ten wykres: „Alarm lawinowy”. W lewej kolumnie widzimy wartość obligacji wyemitowanych w tym roku przez 27 największych banków europejskich. W kolumnie prawej widzimy wartość obligacji zapadalnych w poszczególnych miesiącach przyszłego roku.
Widzimy, że począwszy od czerwca 2011 banki mają problem ze sprzedaży własnych obligacji – czytaj: z pozyskiwaniem finansowania. Oznacza to, że by utrzymać obecną akcję kredytową muszą pozyskać znacznie więcej depozytów, albo podnieść kapitał. Na kapitał banków nie ma chętnych, więc banki konkurują o depozyty. A tam, gdzie rośnie konkurencja – spadają zyski i trudniej będzie uzupełnić kapitały z zysku by za kilka lat spełnić wymogi NUK (Bazylea 3).
Problemy europejskich dziurawych budżetów przekładają się na problemy prywatnych banków, a to z kolei przekłada się dalej na problemy europejskich rządów. To taka samonapędzająca się spirala. Dlaczego?
Odpowiedź jest prosta – państwa będą ratować banki, nacjonalizując je albo dając im gwarancje. Bez możliwości drukowania pieniędzy jak w USA, bo tu decyzja nie zależy wyłącznie od lokalnych banków centralnych (wszak mamy wspólną walutę!), nie będą w stanie ratować innych – nastąpi lawinowy przyrost dziur budżetowych itd. itp.
Wygląda na to, że za kilka dni rządy europejskie będą musiały albo podjąć decyzję o rezygnacji ze wspólnej waluty, albo będą musiały oddać część suwerenności (przynajmniej w części dotyczącej polityki fiskalnej). Zaczną się wzrosty podatków, redukcje wydatków, kolejne plany ratunkowe, niepokoje społeczne, protesty, upadki rządów i co tam jeszcze nam przyszłość przyniesie.
I tak źle i tak niedobrze. Na pewno jest znacznie gorzej niż 3 lata temu.
Tak naprawdę klucz do problemu leży w Europejskim Banku Centralnym – jeśli będziemy mieli odpowiednik amerykańskiego Quantitative Easing to problem nam nagle zniknie, choć tylko na kilka lat, by potem powrócić pod nazwą inflacji i ze zdowjoną siłą. Historycznie, kolejnym etapem były wojny. Wiadomo, że po wojnie ludzie zadowoleni są że przeżyli, nie wykazuja postaw roszczeniowych, a poza tym jest ich znacznie mniej. Znikły by też problemy z brakiem środków na emerytury. Oby tylko politykom nie przyszły takie pomysły do głowy tym razem.