Kolejna sesja Gdańskiego Areopagu za nami. Tym razem dysputy były o roztropności.
Jak zwykle, w czasie Areopagu cieszę się, że mieszkam w Gdańsku i że mam okazję w takich dysputach uczestniczyć. W tym roku przegapiłem co prawda innowacyjne debaty przy kawie, ale miałem okazję obejrzeć spektakl Bóg Ojciec – już o nim pisałem, choć wczoraj, w trakcie rozmowy ze znajomymi, znalazłem w nim jeszcze jeden wątek – zarządzania.
Ten wątek jest szczególnie ciekawy dla menedżerów, ale o nim napiszę wkrótce odrębnie. W międzyczasie wysyłam wszystkich menedżerów do teatru Polonia – obejrzyjcie monodram i wyciągajcie własne wnioski.
W sobotniej debacie było nie tylko o roztropności, ale i o ryzyku. To obszar, który szczególnie mnie interesuje w mojej bankowej domenie. Profesor Bralczyk przyznał, acz niechętnie, że uprawnione już jest mówienie o „zarządzaniu ryzykiem”.
W ogóle, sobotnia debata była chyba jedną z najlepszych w serii, choć o miano pierwszego miejsca musi (w mojej ocenie) konkurować z debatą Czapińskiego i Balcerowicza z ubiegłorocznej edycji wiosennej Areopagu.
Jak zwykle dopełnieniem debaty jest areopagowa książka. Znajdziecie w niej siedmiu autorów i siedem spojrzeń na tę cnotę. Książka na razie w czytaniu – recenzję umieszczę w mirolektury,
Na razie tylko napiszę, że debaty o roztropności zmusiły mnie do głębokiej refleksji. Do tej pory „roztropność” była w mojej hierarchii wartości cnotą pozytywną. Teraz już nie jestem taki pewien. Cytując jednego z dyskutantów, gdyby ludzie byli roztropni, nadal mieszkalibyśmy w jaskiniach.
Na Złotej Bramie w Gdańsku roztropność przedstawiona jest jako panna trzymająca w ręku lunetę i zegar. Znaczenia zegara nie do końca pojmuję, ale luneta przedstawia dalekowzroczność, umiejętność przewidywania skutków. W tym znaczeniu roztropność jest cechą bardzo pozytywną. Natomiast prawdą jest też, że roztropne postępowanie naraża nas na awersję dla ryzyka, uniemożliwia zburzenie istniejącego status quo i w tym znaczeniu – uniemożliwia postęp, przekreśla rewolucje i każe nam siedzieć cicho i się nie wychylać.
Ot i naszedł mnie kolejny dylemat – być roztropnym, czy może raczej niepokornym. Mówić to co inni chcą usłyszeć, czy może pokazywać, że król jest nagi (bardzo to nieroztropne!). Siedzieć w domu i nie ryzykować, czy może zaplanować sobie zdobywanie ośmiotysięczników? I wreszcie – w kontekście strategicznym – mierzyć siły na zamiary, czy postępować roztropnie i mierzyć zamiar podług sił?
Zaraz, zaraz, a kto powiedział, że nie można roztropnie zaplanować zdobycia Korony Świata? Ilu śmiałków poległo przez brak pokory? Wydaje mi się, że czuję o co Ci chodziło Mirku, lecz nie pasuje mi tutaj ani słowo roztropność, ani niepokorność. Myślę, że roztropność i pokora nie zamykają przed nami drogi do dokonywania rzeczy wielkich. Przeciwnie! Do całości bardziej pasuje mi pojęcie odwagi, może ryzykanctwa, w decydowaniu się na coś, mimo że nie znamy wszystkich zmiennych. Zgoda, jeśli użyjesz argumentu, że część postępu technicznego zawdzięczamy „szaleńcom”, ale to tylko wyjątki potwierdzające regułę…(-;
luneta + zegar to na moje oko -> Nawigacja
W jednej książe przeczytałem, że dojrzałość to równowaga między odwagą i rozwagą. I tego się trzymam. Rozumiem to jako podejmowanie ryzyka, ale tylko dla jakiegoś celu, z perspektywą zysku.