Jeden mail, chwila zastanowienia i nagłe olśnienie, które skutkuje osobistą rewolucją.
Stworzył mi się z tego wielki projekt. Żałuję tylko, że nie zdarzyło się to kilkanaście lat temu. Rozdrapywanie szat nie ma jednak żadnego sensu i trzeba iść do przodu. Ja zacząłem biec…
Jeśli ktoś chciałby się do tego projektu przyłączyć, albo wspomóc mnie swoją wiedzą – zapraszam!
„Gdy uczeń jest gotowy, nauczyciel się pojawi” – to piękne buddyjskie/hinduskie/chińskie powiedzenie towarzyszy mi już od dawna.
Co prawda dopiero niedawno dowiedziałem się, że funkcjonuje ono niezależnie w trzech kręgach religijno-kulturowych. Po raz pierwszy zetknąłem się z nim w buddyzmie i tej filozofii je przypisywałem. Ale okazuje się, że nie da się nikomu przypisać autorstwa tej mądrości. Cóż, jeśli kilka miliardów ludzi w to wierzy, to musi być ku temu jakaś uzasadniona podstawa i należy twierdzenie przyjąć jako aksjomat.
Mój nauczyciel pojawiał się już kilka razy w dziedzinie „work-life balance” – za każdym razem pod inną postacią. Za każdym razem dodawał coś do mego zrozumienia bilansu pracy i życia. Teraz nagle puzzle ułożyły się w całość i w wyobraźni widzę pełen obraz – trzeba go tylko spokojnie przekopiować na papier.
Projekt rozwija się tutaj
Dość drastyczne ale chyba prawdziwe