Portale społecznościowe – czy czas na rozwód?

W piątkowy wieczór czytałem interesujący artykuł Cala Newporta w New York Timesie pod dość prowokującym tytułem: „Porzuć media społecznościowe. Twoja kariera może od tego zależeć”.

Autor jest dość młodym profesorem informatyki, który nie ma kont na portalach społecznościowych. Uważa, że strach jego generacji przed niebytem w Internecie jest mocno przesadzony. Wbrew wszechobecnym zaleceniom internetowych autorytetów by budować silne marki osobiste, autor usiłuje przekonać swoich odbiorców by poszli pod prąd. Namawia ich by pozamykali swoje konta.

Dla mnie to jak oliwa na ogień. Od lat twierdzę, że książka „Po pierwsze: Złam wszelkie zasady” jest jedną z najważniejszych pozycji w kanonie lektur menedżera. Wolny rynek wysoko wycenia rzadkie zasoby, w odróżnieniu od produktów masowych. To jednak temat na inny wpis, a tu chciałbym powrócić do tematu użyteczności mediów społecznościowych.

Teoretycznie portale społecznościowe są idealnymi narzędziami do kreowania własnego wizerunku, do budowania sieci kontaktów i do poszukiwania pracy bądź zleceń.W praktyce teoria się jednak nie potwierdza. Owszem, od każdej reguły bywają wyjątki, ale dla 95% osób obecność w SM będzie bardziej ogłupiająca niż pożyteczna. Mózg uzależnia się od stałego sprawdzania statusów i powiadomień. W ten sposób tracimy zdolność koncentracji na pracy.

Najbardziej „poczytni” autorzy zamiast koncentrować się nad treścią dopieszczają słowa kluczowe, tagi, hasztagi, linki, lajki i inne duperele. Wiedzą, że większość czytelników i tak ograniczy swoją lekturę do tytułu i zdjęcia zanim puszczą treść w obieg, tworząc najlepsze wirale.

Prawo Kopernika-Greshama ma zastosowanie nie tylko do teorii pieniądza, ale do informacji w ogóle. Memy z kotkami wypierają wartościowe eseje. Wedle przestarzałych już danych w ciągu 2 lat (2012-2014) wyprodukowaliśmy 90% wszystkich danych odkąd człowiek zaczął zapisywać i powielać informacje. Skalę przyrostu dobrze ilustruje pewne zestawienie:

1992 100 GB na dzień
1997 100 GB na godzinę
2002 100 GB na sekundę
2013 29 000 GB na sekundę
2018 50 000 GB na sekundę

Po głębszej refleksji wydaje się, że więcej jest osób tworzących treści w Internecie, niż je czytających. Najciekawsze jest to, że po wgłębieniu się w sprawozdania finansowe FB, LI, Twittera czy innych portali, zobaczymy, że 99% przychodów generują „twórcy poczytnych treści”, za których wyświetlanie muszą płacić. Potem my musimy im te pieniążki oddać w cenie zakupionych produktów i usług. W III kwartale 2016 r. FB zarabiał w ten sposób średnio 4 dolary na użytkowniku, przy czym najmniej w Azji, w Europie w okolicach średniej, a w USA 4 więcej na głowę.

I teraz, by nie tworzyć treści, których i tak nikt nie przeczyta, zakończę ciekawostką. Jeśli przeciętny Kowalski po 8-godzinnym śnie, pracuje 8 godzin dziennie, godzinę dojeżdza, godzinę spędza na FB, 4 godziny ogląda telewizję, to tylko 2 godziny zostaje mu na jedzenie, mycie, rozmowę z rodziną i spotkania z przyjaciółmi. Nic więc dziwnego, że większość naszych rodaków nie czyta:

Dla dociekliwych polecam:

książka profesora: https://www.goodreads.com/book/show/25744928-deep-work

artykuł źródłowy: http://nyti.ms/2gb2V9n

blog autora: http://calnewport.com/blog/

I jego ostatnie wystąpienie na TEDx:

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s