Pani minister rozpoczęła od opowieści o swoich doświadczeniach jako pacjent. Mówiła o kolejkach, o przerostach zatrudnieia w szpitalach (szczególnie na południu Polski i na Ścianie Wschodniej).
Mówiła też o prawie farmaceutycznym i o tanich lekach, o skróceniu studiów medycznych i o klinice w Zabrzu, gdzie młodzi lekarze mogą ćwiczyć zabiegi na nowoczesnych fantomach – szkoda, że nie mogą tego robić na studiach medycznych.
Opowiedziała o szczepionkach, o kulisach swojej decyzji i o obecnych działaniach w sprawie E-coli 104. Za to cześć jej i chwała, bo nie uległa panice. Szkoda tylko, że jej ministerstwo tak oszczędnie informuje o braku zagrożenia w Polsce, bo ludzie przezornie nie kupują i warzywa gniją. Ogórki i kapustę jeszcze można ukisić, ale co zrobić z sałatą?
Gdy już miało dojść do dyskusji, okazało się, że czasu starczyło tylko na 5 pytań. Nie na wszystkie też pani minister udało się odpowiedzieć.
Sylwester Pruś, jako pierwszy zadał pytanie o sposób finansowania służby zdrowia i o otworzenie rynku na prywatne usługi medyczne.
Niestety zabrakło mi rzeczowej odpowiedzi. Ustawy niby są gotowe, ale utknęły w kolejce dwustu innych i na pewno nie przejdą w obecnej kadencji. To, że nakłady na ochronę zdrowia są o 20 miliardów wyższe niż 3,5 roku temu – wiadomo. Problem w tym, że są zdecydowanie za niskie, a budżet i NFZ nie poradzi sobie w finansowaniu ochrony zdrowia bez udziału prywatnych ubezpieczeń. Te nie rozwiną się, bez możliwości odliczenia składek od podatku – tu chciałem panią minister przyszpilić i podpytać o stanowisko ministra Rostowskiego – niestety, nie udało mi się.
Trendy są nieubłagane – wydłuża się średni wiek społeczeństwa, postępy w medycynie i farmaceutyce powodują, że dziś w szpitalach leżą ludzie, którzy jeszcze dwie dekady temu leżeli by na cmentarzu. Rosną też wydatki na ochronę zdrowia. W Polsce, według ostatnich statystyk stanowią one 4% PKB, podczas gdy w Wielkiej Brytanii już ponad 8%, a w USA aż 16%. W tym kierunku zmierzamy i bzdurą byłoby myślenie, że uda się to sfinansować z podatków. Ciekawym przypadkiem może być tu Irlandia, bo ponad 50% usług medycznych stanowią usługi prywatne. A mieliśmy ponoć budować drugą Irlandię. Niestety, czasu na takie dyskusje zabrakło.
Pytanie o zakaz stosowania rtęci w amalgamatach zamieniło się w wykład o szkodliwości rtęci… Ciekawe, ale w tym kontekście duże marnotrawstwo czasu – są lepsze metody na propagowanie.
Ciekawe było pytanie o ograniczenie podaży na rynku usług medycznych. Pani minister ma tu gotowy program działania, choć zapewne będzie niepopularny. Wojewoda nie może odmówić rejestracji nowych ZOZ-ów, ale ma mieć narzędzia, by kontrakty dostawały już funkcjonujące placówki.
Dla zarządzających to miód na uszy, bo przecież nie będą musieli tak usilnie konkurować na rynku – ale wydaje mi się, że nie jest to właściwy kierunek.
Znacznie lepiej byłoby, by to pacjenci decydowali gdzie się chcą leczyć i by pieniądze wędrowały za pacjentem – czy to z NFZ, czy też z prywatnych ubezpieczeń. Bo z własnej kieszeni pacjent może już sam dokonać wyboru i z reguły swoich decyzji nie żałuje.
Było ciekawe pytanie o turystykę medyczną – niestety, pani minister zaprosiła pytającego do ministerstwa, nie udzielając odpowiedzi co do swego stanowiska.
Była też ciekawa ilustracja europejskiej głupoty, za którą musimy płacić jako podatnicy i jako pacjenci prywatni. Chodziło i procedury rejestracji produktów protetycznych. Tu pani minister zabrała opis problemu i obiecała, że w ciągu tygodnia sprawa zostanie rozwiązana. Ciekaw jestem czy skutecznie?