Dawno, dawno temu w internecie pojawił się wzór na pieniądze, wyprowadzony z wzoru na moc:
MOC = PRACA / CZAS
Przy przyjęciu pewnych niezaprzeczalnych założeń, które matematycy nazywają aksjomatami:
CZAS = PIENIĄDZE
(nikt przecież nie zaprzeczy, że „czas to pieniądz”), oraz
WIEDZA = MOC
(gdyby tak nie było, to nie zmuszalibyśmy naszych dzieci do nauki)
Możemy wyprowadzić wzór na pieniądze:
PIENIĄDZE = PRACA / WIEDZA
Kiedyś traktowałem ten wzór jako rozrywkowy przerywnik w moich szkoleniach finansowych. Teraz coraz bardziej wierzę, że teoria ta jest prawdziwa. By maksymalizować pieniądze, niezależnie od wykonywanej pracy nasza wiedza powinna dążyć do zera.
Kilka, a może nawet kilkanaście lat temu, udało mi się tą teorię rozwinąć dalej. W wolnych chwilach buduję dla niej uzasadnienie. Seria „Rekinów biznesu” dobitnie pokazuje, że by zarobić olbrzymie pieniądze nie trzeba mieć zbytnich zasobów wiedzy; wprost przeciwnie – wiedza w dużej mierze przeszkadza w zarabianiu. Gudzowaty sam o sobie mówi – „W szkole byłem nieukiem”. Bill Gates (Microsoft), Page i Brin (Google) czy inni wielcy biznesu ilustrują, że ucywilizowane zdobywanie wykształcenia (tytuły mgr., dr, prof.) nie daje recepty na sukces i na pieniądze.
Moja teoria zarabiania wielkich pieniędzy opiera się na relacji pomiędzy ryzykiem i zyskiem. Prawie w każdym podręczniku do ekonomii możemy znaleźć następujący wykres:
Wniosek jest oczywisty – jeśli chcemy dużo zarabiać musimy akceptować wysokie ryzyko. I teraz przełożenie na wzór na pieniądze – im większą mamy wiedzę, tym więcej czynników ryzyka jesteśmy w stanie zidentyfikować i tym trudniej jest nam to ryzyko zaakceptować.
Przykładów ilustrujących prawdziwość teorii jest bez liku. W zasadzie, to mógłbym całą książkę spisać na ten temat, tylko czy ta prawdziwa teoria znalazłaby poparcie wśród naukowców?
Ja sam mam duży problem z jej wdrożeniem w praktyce. Zamiast odrzucić całą wiedzę i zarabiać wielkie pieniądze, z uporem maniaka zagłębiam się w książkach i tracę czas na myślenie o teoriach.
Z ciekawości sprawdziłem, czy zakup w 2010 akcji spółki BEST SA to była z dzisiejszego punktu widzenia dobra decyzja. Była. Zdecydowanie ponad zachowanie rynku w tym czasie. Być może wiedza i jakieś systematyczne podejście do rynku oparte o jasne kryteria (np. value investing) daje jednak przewagę nad przypadkiem.
Mirku, będę polemizował, że Twój przykład jest statystycznie nie wystarczający. Nie wiem ilu inwestycji dokonałeś w życiu, ile z nich bezmyślnie a ile rozważnie. U mnie jest tak, że czym bardziej rozważnie, tym lepszy efekt. Owszem, mój przykład też statystycznie nie jest wystarczający, więc musimy polegać na indywidualnej wierze.
Nie przypominam sobie abym czytał „Beta is Dead” ale po tytule wnioskuję raczej że może on być pochwałą mojego rozumowania. Moja wiedza wskazuje bowiem że owszem, Beta jest kompletnie nieprzydatnym do niczego wskaźnikiem – i ja osobiście całkowicie ignoruję tego typu wskaźniki. To nie jest sprzeczne z użyciem wiedzy, ale z nią zgodne. Przynajmniej z moją.
Nie wyjaśnię tego lepiej niż mój guru Warren Buffett, który ładnie o Beta napisał w swoim sławnym artykule: http://www.tilsonfunds.com/superinvestors.html – zrób searcha na fragment „I would like to say one important thing about risk and reward.” i przeczytaj te 4 akapity. Myślę dokładnie w ten sam sposób który jest w nich wyrażony.
Stosując tą filozofię powinieneś pakować się w tej chwili w BEST SA, pod warunkiem, że zgadzasz się również z ostatnim zdaniem w cytowanym fragmencie (Ocena ludzi).
Oj, czuję, że będę musiał się zebrać w sobie i opisać moją akademicką historię, eksperyment na bazie którego powstał artykuł w The Economist i przerobić mój stary wykład o EMH w coś bardziej przystępnego.
A na Twój artykuł czekam z niecierpliwością… Gdy będziesz go pisał, zrób pewien eksperyment. Co prawda 4 lata to zbyt krótki okres, ale może coś wyjdzie…
1. wybierz losowe daty, po jednej z każdego roku.
2. dla tych dat wydrukuj sobie ceny akcji spółek WIG20
3. wybierz losowo 4-5 akcji
4. dla każdej daty – sprzedajesz wszystkie akcje z poprzedniego okresu PKO i kupujesz nowe losowo dobrane akcje PKZ za całą kasę proporcjonalnie do ilości akcji w portfelu
5. porównaj zwrot z tego portfela do zwrotu Twojego starannie dobranego portfela na bazie szczegółowych analiz
Choć 4 lata to bardzo krótki okres, ale wnioski z tego eksperymentu mogą być bardzo ciekawe
Maćku, niestety piszę jak najbardziej poważnie – nigdy tyle nie zarobiłem na giełdzie stosując AT czy AF ile zarobiłem inwestując z pominięciem rozumu.
O jednym przykładzie pisałem tutaj: https://miropress.wordpress.com/2010/06/30/bankowe-inwestycje/
O drugim też chyba pisałem na blogu, choć jak na złość, nie mogę tego akurat odnaleźć – nie zamknąłem kontraktów FW20 – mimo iż wiedza, rozum i wszelkie analizy mówiły mi, że powinienem odwrócić pozycję!
Polecam Ci także pewien artykuł pt „Beta is Dead” opublikowany przez The Economist na początku lat 90-tych ub. stulecia. Także spróbuję go odgrzebać w wolnej chwili, bo związana jest z nim pewna ciekawa historia z mojej kariery akademickiej i przymierzam się by ją kiedyś opisać
No cóż Mirku, po prostu raczysz żartować i tyle.
Jeśli chodzi o mój przypadek, teoria jest błędna.
Sprawdzam to na rynku – analizuję spółki, widzę mnóstwo zagrożeń, inwestuję tam gdzie jest ich mało, unikam przypadków gdzie jest ich dużo.
I co się dzieje? Faktycznie, bardzo dużo zagrożeń się realizuje. Faktycznie, moje inwestycje się bronią w warunkach jakich się obawiałem. I pokonuję rynek. A z perspektywy czasu widzę że czym więcej wiedzy tym lepiej.
Mam taką refleksję, bo właśnie przeglądam swoje decyzje inwestycyjne sprzed 3-4 lat. Mam nawet zamiar je opisać na blogu.
KB – wybacz, nie zauważyłem wcześniej Twojego komentarza.
Wierz mi, im większą mamy wiedzę, tym bardziej komplikujemy spawy, tym więcej analiz prowadzimy, by w końcu nie podjąć żadnej decyzji, albo zachować się jak małpy:
Chyba nie piszesz tego poważnie? Nie wmówisz mi, że wiedza przeszkadza w zarabianiu kaski!
Gdyby tak było, to wszyscy pissowcy byliby miliarderami