Yahoo! pozwało wczoraj Facebook w kalifornijskim sądzie o naruszenie 10 patentów. Prawnicy weterana zażądali nie tylko odszkodowania, ale także nakazu sądowego uniemożliwiającemu Facebookowi korzystanie z opatentowanych rozwiązań.
Wydawać by się mogło, że sprawa jest prosta – Yahoo! jako jedna z pierwszych firm internetowych, opatentowała pewne rozwiązania, które są niezbędne do funkcjonowania każdego internetowego portalu. Teraz, tuż przed debiutem giełdowym Facebooka, ma Zuckerberga pod ścianą i chce wynegocjować jak najkorzystniejsze opłaty licencyjne albo zlikwidować konkurenta z którym przegrywa.
Jest jednak szerszy aspekt tej sprawy. Otóż, patenty dotyczą m.in. reklamy Internetowej, prywatności i dzielenia się informacją. Bez tych rozwiązań nie można dostosowywać wyświetlanych informacji do poszczególnych uczestników, wyświetlać im informacji o znajomych i umożliwiać im komunikowania się.
“For much of the technology upon which Facebook is based, Yahoo! got there first”
Yahoo! jako pierwsze opatentowało model społecznościowy. Bez zakupu licencji, „żaden portal nie może pozwalać użytkownikom na tworzenie własnych profili, łączenie się z innymi osobami i biznesami” – napisano w pozwie.
To trochę tak, jakbym opatentował jako pierwszy gest ściskania ręki na powitanie i następnie wytaczał pozwy wszystkim, którzy witają się w ten sposób. Problem nie tkwi chyba w naruszeniu własności intelektualnej. Problem jest prawo patentowe.
Facebook odpowiedział, że będzie się bronił. Zuckerberg zbyt wiele postawił na szali wraz z ogłoszeniem zamiaru wejścia na giełdę. Wytoczy teraz najcięższą artylerię. Nawet jeśli dojdzie do sądowej ugody, to będzie ona tylko chwilowa. Wydaje mi się, że główny właściciel Facebooka w tej wojnie pójdzie na całość. Wszak Mark Zuckerberg ma bardzo jasno zdefiniowaną misję, świetnych ludzi pod sobą i zasoby pieniężne, o których Yahoo! może tylko pomarzyć. Zapowiada się ciekawa walka.