Chodzenie po górach jest dobrą metaforą zarządzania strategicznego.
By wejść na szczyt, musimy sobie zaplanować drogę (zbudować strategię), zabrać ze sobą adekwatny sprzęt (zgromadzić odpowiednie zasoby), sprawdzić prognozę pogody (analiza makroekonomiczna), wyruszyć gdy pogoda na to pozwala i monitorować swoje miejsce na trasie. Jeśli zboczymy ze szlaku, może się to skończyć tragicznie.
Znacznie łatwiej się wspinać na szczyt, gdy ktoś już przed nami wytyczył drogę i zostawił ślad. Jeszcze łatwiej wędrować, gdy droga odśnieżona, ubita i dobrze oznakowana. Tyle, że chodząc wytyczonymi ścieżkami nigdy nie zdobędziemy dziewiczych szczytów i trudno będzie odnieść sukces podążając za innymi.
Drugi problem z chodzeniem po górach (i ze strategią) jest taki, że gdy już wydaje się nam, że szczyt tak niedaleko – zamiast zatrzymać się i odpocząć według planu – przyśpieszamy, by go osiągnąć. Gdy już na wierzchołek wejdziemy, roztacza się przed nami taki obraz:
To co nam się wydawało celem ostatecznym jest tylko szczytem pośrednim… by wejść na szczyt, trzeba jeszcze zejść na przełęcz i potem wspinać się dalej. Do tego może zdarzyć się odwrócenie pogody – widzimy chmury, których nie było widać wcześniej. Trzeba zadać sobie wtedy pytanie, czy idziemy dalej, czy może lepiej się tym razem wycofać i powtórzyć atak na szczyt gdy już chmury się rozproszą.
Kiedyś w radiowej „trójce” słuchałem wywiadu z jedną z naszych himalaistek (niestety nie pamiętam z którą;( Powiedziała piękną rzecz która zapadła mi w pamięć i jak mam okazję przytaczam: „Celem nie jest wejście na szczyt ale powrót do bazy”;) Pozdrawiam serdecznie!
Piękna metafora Mirku i piękne zdjęcia. Pozwolisz, że ukradnę?