Przed bankami stoją nowe wyzwania.
Kapitały globalnych banków, nadjedzone kryzysem 2008, będą musiały znacząco wzrosnąć przed 2014 rokiem. Na razie prezesi z rozbrajającą szczerością przyznają, że nie oszacowali jeszcze jak Bazylea III wpłynie na ich bilanse.
W obecnej sytuacji makroekonomicznej będzie im raczej trudno pozyskać kapitał z rynku. Jedyną możliwością na przyrost kapitału będzie więc wygenerowanie go z zysku. A tu pojawiają się coraz to nowe ograniczenia.
W bankowości detalicznej, w USA ograniczono oprocentowanie kart kredytowych (jedno z głównych źródeł zysku). Utrudniono też proces windykacji kredytów hipotecznych. Rynek na syndykację i sekruatyzację udzielonych kredytów też jakby zamarł i nie wiadomo czy kiedykolwiek się odrodzi w takim samym zakresie w jakim napędzał zyskowność w dekadzie przed kryzysem. Odradza się co prawda powoli rynek na M&A, ale trochę czasu zajmie, zanim dojdziemy do poziomów przejęć sprzed kryzysu.
Na razie więc globalni bankowcy krzyczą, że przychody pojawią się w Azji. Citi ogłosił niedawno, że zatrudnia w Chinach 1500 osób (na marginesie – jeśli nie pomyliły mi się cyfry, to taka ilość nowych miejsc pracy jest tylko kroplą w morzupotrzeb; gdyby ogłosili, że zatrudniają 1,5 miliona doradców bankowych, to może przełożyłoby się to na realne przychody J)
Pomimo taniego pieniądza (interwencje FED, ECB i innych banków centralnych) i stóp LIBOR na historycznie niskim poziomie, trudno jest bankom przełożyć to na zysk z działalności kredytowej.
Modele biznesowe nie sprawdzają się już tak dobrze jak kilka lat temu. Budowa portfela za wszelką cenę i jego sprzedaż, albo ubezpieczenie go poprzez sprzedaż CDS-ów nie będzie już modelem na przyszłość. Dodać do tego trzeba jeszcze wzrost kosztów wynikających z chęci polityków do opodatkowania banków i już od razu widać, że banki będą musiały zrewolucjonizować swoje strategie.
Jak to zrobią?
Może poprzez sprzedaż dodatkowych usług? – Już teraz BHW oferuje doradztwo w pozyskiwaniu środków unijnych.
A może powstaną nowe produkty? – tu można będzie obejść maksymalne oprocentowanie poprzez wprowadzenie opłat, jak np. w przypadku karty kredytowej dla muzułmanów (sharia banking).
Co by nie mówić – banki nie na darmo płacą bardzo wysokie wynagrodzenia. Zatrudniają naprawdę kreatywnych ludzi i jakiś sposób wymyślą na pewno. Zresztą w strategiach banków od jakiegoś czasu duży nacisk kładzie się na tzw. „cross-sella”. Chodzi o to, by sprzedać klientowi taki koszyk produktów i usług, by zminimalizować konieczność angażowania kapitału regulacyjnego. Nie zdziwmy się więc, gdy banki będą chciały za wszelką cenę uzależnić udzielenie nam kredytu od zakupu ubezpieczenia – i to nie tylko kredytu, ale i na życie, OC i AC od pożaru i co tam sobie jeszcze wymyślą.
W każdym razie, łudzą się politycy, którzy myślą, że banki zapłacą dodatkowe podatki – zapłacimy je my, klienci banków. A banki będą wymyślać nowe metody na generowanie zysku. Bądź co bądź, zostały do tego zmuszone przez regulatorów.
Czy to oznacza, że nie będą wypłacać dywidend?
To nie jest takie proste jak się może wydawać.
Po pierwsze, decyzja o wypłacie dywidendy podejmowana jest przez właścicieli na WZA. Zarząd może jedynie opiniować i sugerować, ale nie ma możliwości decyzyjnych. W praktyce, zarząd może jednak utworzyć rezerwy i wykazać stratę w rachunku wyników i wtedy ma gwarancję, że zysk nie zostanie podzielony. Ale jak zwykle bilans musi wyjść na zero. Wykazanie straty naraża bank na utratę ratingu i wtedy ich koszt kredytu pójdzie w górę, więc raczej należałoby takich rozwiązań unikać.
Po drugie, podnoszenie kapitałów w 2008 i 2009 w okresie kryzysu związane było z dużymi trudnościami. Dlatego oferowano akcje o gwarantowanych dywidendach i teraz trzeba je płacić – często koszt tego kapitału był bardzo wysoki.
Po trzecie, polityka dywidend jest jedną z niewiadomych w finansach. Wydawało się nam w XX wieku, że już wszystko wiemy na ten temat, a tu nagle okazuje się, że nie teoria w życiu się nie sprawdza.